Na czele drożyźnianej stawki znajdują się paliwa (według GUS od marca 2021 r. do marca 2022 r. zdrożały o 33 proc.) i nie zanosi się, że zaczną tanieć. Ceny energii przez ostatni rok urosły o 24 proc., żywności o 9 proc., ale tu dopiero wzrost się zaczyna. Po dwóch miesiącach wojny Rosji z Ukrainą jest nas w kraju o 2 mln osób więcej, a zboża na chleb – też z powodu wojny – będzie mniej, więc ceny pójdą w górę. Rządowy Polski Instytut Ekonomiczny ostrożnie szacuje, że o 14 proc.
GUS właśnie podał niby dobrą, ale tak naprawdę mocno niepokojącą wiadomość – średnia płaca w przedsiębiorstwach wzrosła w ostatnim roku o 12,4 proc. i wynosi już 6665 zł brutto. Wzrost wynagrodzeń wyprzedził inflację! To znaczy, że presja płacowa w gospodarce narasta, ludzie żądają od pracodawców podwyżek, bo coraz mocniej odczuwają drożyznę. I je dostają. A przedsiębiorcy zazwyczaj szybko próbują zrównoważyć rosnące koszty i podnoszą ceny. Średnią płacę w Polsce dostaje tylko 30 proc. zatrudnionych, ale i tak drożyzna wszystkich bije po kieszeni. Więc społeczna presja rośnie.
Ekonomiści mówią, że obecna inflacja w Polsce ma charakter popytowy, to znaczy, że w skali całej gospodarki na rynku jest za dużo pieniędzy, choć z tą tezą kłócą się nasze indywidualne odczucia. Dlatego ceny mogą rosnąć. Pieniądz stał się gorący. Lepiej go wydać teraz niż za miesiąc. Dzisiaj za 100 zł możemy kupić tyle, co przed rokiem za 89 zł. Co będzie dalej?
Całe pokolenie Polaków urodziło się i weszło w dorosłość, nie przejmując się inflacją. Galopujący wzrost cen starszemu pokoleniu kojarzy się z okresem transformacji, ale co się dzieje teraz? Przecież całkiem niedawno Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego, twierdził, że kondycja naszej gospodarki od czasu zaborów nie była tak dobra jak dziś.