Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Lotnisko w Radomiu: terminal już stoi. Jak pokochać to niechciane dziecko?

Lotnisko w Radomiu jest już prawie gotowe do użytkowania. Lotnisko w Radomiu jest już prawie gotowe do użytkowania. Piotr Czarnyszewicz / •
Projekt od początku był postawiony na głowie: zamiast zacząć od analizy opłacalności, wbito pierwszą łopatę. Ale terminal stoi. Zatem co dalej? Listę obecności w Radomiu podpisały już LOT i biuro podróży Itaka.

Zaprojektowany tak, jak powinno się projektować nowoczesne lotniska. Droga od wejścia do budynku dworca lotniczego do drzwi samolotu ma być jak najkrótsza. I jest: zależnie od czasu, jaki zajmie kontrola bezpieczeństwa, przejście do bramki to kwestia kilku–kilkunastu minut. Terminal jest przestronny, estetycznie wykończony z wykorzystaniem antracytu i alabastru. 31 stanowisk odprawy biletowo-bagażowej absolutnie wystarczy, bo przecież coraz częściej latamy tylko z bagażem podręcznym i odprawiamy się elektronicznie, na smartfonach.

Wyjść do samolotów jest dziewięć, w tym dwa do strefy Non Schengen. Jeśli w danym momencie dnia trzeba będzie tę strefę powiększyć, ścianki działowe przestawia się błyskawicznie. – Trwają rozmowy z firmami, które zorganizują w terminalu sklepy i punkty gastronomiczne – informuje Grzegorz Tuszyński, dyrektor portu. – Jest jeszcze trochę czasu, rejsy pasażerskie startują od kwietnia przyszłego roku, czyli zgodnie z letnim rozkładem lotów.

Atrakcją dodatkową, która ma przyciągnąć do odwiedzania nowego lotniska nawet tych, którzy niekoniecznie odlatują, będzie centrum rozrywki. – Takie nasze małe radomskie Centrum Nauki Kopernik – tłumaczy Anna Dermont, rzeczniczka Polskich Portów Lotniczych, właściciela lotniska. – Chodzi o to, żeby zintegrować port z miastem, żeby ludzie chcieli tu przyjeżdżać też dla rozrywki – wyjaśnia. I to akurat może się udać, bo chodzą słuchy, że radomianie cieszą się z nowej inwestycji. Mają nadzieję, że lotnisko przyczyni się do rozwoju gospodarczego regionu i zwiększy prestiż miasta.

Czytaj też: Lotnisko w Radomiu. O 6 minut bliżej do Afryki

Koniec ciszy nocnej

Samoloty rozpędzą się do startu, a potem wylądują na pasie długości 2,5 km. Taki pas wystarczy dla średnich samolotów klasy Boeinga 737 i Airbusa 320, ale już niekoniecznie w każdych warunkach pogodowych wystartuje tu duża, szerokokadłubowa maszyna. W przypadku upału, gdy powietrze jest rzadsze, w pełni obciążony wielki samolot może potrzebować dłuższego rozbiegu, by uzyskać siłę nośną. Dla porównania: pasy startowe lotniska Chopina mają 2,8 tys. i niemal 3,7 tys. m długości.

Samoloty zwykle startują pod wiatr. Układ pasa w Radomiu jest taki, że przy przeważających w Polsce wiatrach z zachodu samoloty będą startowały nad miasto. Zgodnie z zasadą, że samolot powinien lądować także pod wiatr, dla Radomia opracowano ścieżkę podejścia od wschodu. – Niekoniecznie tak musi się dziać – mówi Dominik Punda, kapitan i pilot samolotów z rodziny Airbus A320. – Większość rejsów do Polski przychodzi z południa i zachodu. Przy niedużym wietrze w ogon piloci będą wybierali lądowanie od zachodu, czyli także nad miastem. Bo od wschodu wyjdzie im nawet cztery minuty dłużej, a to wbrew pozorom jest spory koszt. Pamiętajmy, że teraz liczy się każdego dolara wydanego na paliwo.

Jeśli lotnisko w Radomiu ma stać się konkurencyjne, choćby dla lotniska Chopina, musi być otwarte całą dobę. Startujące i lądujące w dzień i w nocy samoloty mogą zatem osłabić entuzjazm radomian i dobre nastawienie do tej inwestycji.

Czytaj też: Przyziemne kłopoty lotniska Chopina

Kto da Radomiowi skrzydła?

Dziś wiemy na pewno, że z Radomia będzie latał LOT. Ogłoszono, że narodowy przewoźnik na początek poleci stąd do Rzymu (na lotnisko Fiumicino), Paryża (Charles de Gaulle) i Kopenhagi. LOT nie postawi samolotu w Radomiu na stałe. Rejsy będą wykonywane przejazdem, tzw. vałką. Samolot poleci z Warszawy do Paryża, z Paryża do Radomia, z Radomia do Paryża i wróci do Warszawy. Wykona cztery rejsy z pasażerami na różnych trasach i wróci do bazy na Okęciu.

Każdy z nowych kierunków będzie obsługiwany trzy razy w tygodniu, wybraliśmy właśnie takie, bo z analizy ruchu pasażerów wynika, że mogą okazać się sukcesem – tłumaczy rzecznik Lotu Krzysztof Moczulski. Rejsy do Rzymu mogą przyciągnąć tzw. ruch pielgrzymkowy. Z lotniska Chopina po upadku Alitalii na Fiumicino lata teraz tylko Wizz Air. Zrozumienie wyboru Paryża i Kopenhagi jest trudniejsze, ale oczywiście trzeba przyjąć, że analitycy wiedzą lepiej. – Cały czas rozmawiamy z innymi liniami, ale na razie nie ma konkretnych ustaleń – informuje Anna Dermont.

Zdecydowane „nie” dla Radomia powiedział prezes Ryanaira Michael O’Leary. Równocześnie zapowiedział otwarcie nowych kierunków z Łodzi. Nieoficjalnie wiadomo, że Radomiem zainteresowany jest Wizz Air, ale tylko jeśli dostanie w zamian pozwolenie na kolejne sloty z Chopina („slot” to okienko, czas na lądowanie i start zarezerwowane dla linii w każdym porcie lotniczym). Uruchomi wtedy z Radomia tzw. kierunki pracownicze – rejsy z ludźmi, którzy wyjeżdżają za granicę do pracy. W pierwszej kolejności chodzi o Norwegię, Niderlandy i Wyspy Brytyjskie.

Od czerwca 2023 r. biuro turystyczne Itaka z linią Enter Air będą woziły z Radomia wycieczki na Kretę, Kos, Majorkę, do Burgas i Tirany i do kurortów tureckich.

Czytaj też: Last minute odleciało. Tanie latanie niedługo może się skończyć

Zaczęło się od polityki

Budowa lotniska w Radomiu to pomysł polityczny. „Wysypał się” w tej sprawie Marcin Horała, wiceminister infrastruktury, który z nadania PiS jest swego rodzaju namiestnikiem do spraw inwestycji lotniskowych. Otóż w zeszłym roku stwierdził, że gdyby PiS mógł inwestować w Modlinie (zarządzanym przez samorządy), to nie budowałby Radomia.

Ta „gra lotniskowa” sporo nas kosztuje. Gdyby solidnie zainwestować w lotnisko Warszawa-Modlin, powiązać je w duoport z lotniskiem Chopina, Warszawa na wiele lat miałaby rozwiązany problem dobrej organizacji pasażerskiego ruchu lotniczego. Ale w państwie, w którym interes polityków jest ponad interesem gospodarczym, nie udało się tego zrobić.

Radom uzyskał niezłą promocję, nawet poseł Marek Suski wcielił się w rolę copywritera, mówiąc, że „z Radomia bliżej i wygodniej do Afryki”. Może i do Afryki bliżej, ale z Warszawy niemiłosiernie daleko. Po półtoragodzinnej podróży autobusem skrzydła opadają.

Czytaj też: Megalotnisko i wielkie wywłaszczenie

Kieleckie znaczy dobre

Dlatego warto szukać szansy także gdzie indziej. Nadzieją jest województwo świętokrzyskie i Kielce, położone 80 km od Radomia. To miasto pogodziło się, choć ze smutkiem, że własnego portu mieć nie będzie. Podejmowane próby budowy spełzły na niczym. Czemu zatem kielczanie nie mieliby spojrzeć życzliwym okiem na port w Radomiu? – Prezydent Kielc Bogdan Wenta był u nas, rozmawiał i jest zainteresowany współpracą – opowiada Grzegorz Tuszyński. – Kielce to miasto z dużym potencjałem, liczymy na tę współpracę.

Marcin Januchta, rzecznik prezydenta Kielc, potwierdza, że miasto jest zainteresowane współpracą z lotniskiem w Radomiu. Oczywiście pod warunkiem, że będzie oferowało atrakcyjne połączenia. Kielce jako miasto targowe chcą się promować i taki w miarę blisko położony port lotniczy to atrakcyjna możliwość lepszej komunikacji ze światem.

Przypomnijmy, że pierwsze w historii pasażerskie połączenie lotnicze w Polsce uruchomiono między Warszawą a Poznaniem właśnie w związku z poznańskimi targami – przypomina Piotr Rudzki z biura prasowego PPL. Ze stolicy województwa świętokrzyskiego bliżej do Radomia niż na lotnisko Balice w Krakowie. – Szukamy pasażerów w promieniu 150 km od portu – precyzuje Anna Dermont. – Czyli także z województw łódzkiego i lubelskiego.

I to jest całkiem rozsądny plan. Wizja lotniska Warszawa-Radom jako regionalnego, nie warszawskiego, tylko południowomazowieckiego i świętokrzyskiego, to już niezły pomysł na sukces albo przynajmniej uniknięcie spektakularnej porażki. Oczywiście pod warunkiem, że zapewni się z tych regionów dobry dojazd. Takich daleko położonych od swoich głównych metropolii lotnisk wiele w Europie nie ma, w zasadzie są to tylko Frankfurt-Hahn, odległe 130 km od Frankfurtu, i Oslo-Torp, położone 120 km od Oslo. Ale są i działają, obsługując głównie tanie linie lotnicze.

Nowa moda, nowy trend

Powtarzano to już wiele razy, ale przypominać warto zwłaszcza tym, którzy z uśmiechem na ustach wymawiają skrót CPK. Wielkich lotniczych hubów, czyli portów przesiadkowych, już się nie buduje. Ta zapoczątkowana w latach 60. przez linię Pan American moda dawno już za nami. Podróż lotnicza ma być teraz jak najkrótsza. Jeśli ktoś chce lecieć np. z Wrocławia do Palermo, to woli bezpośrednio z Wrocławia do Palermo, a nie z przesiadkami w Warszawie i Rzymie. Właśnie dlatego trzeba jak najszybciej zapomnieć o projekcie Centralnego Portu Komunikacyjnego, a wszystkie siły i środki przeznaczyć na rozwój duoportu Chopin-Modlin i lotnisk regionalnych. One są motorem rozwoju regionów.

Jeśli trzeba, to nawet czasem warto do nich dopłacić. Zrozumiały to kiedyś władze województwa lubuskiego, które dopłaciły linii Sprint Air za uruchomienie połączeń z portu Zielona Góra. Lotnisko Warszawa-Radom obroni się tylko wtedy, jeśli zostanie potraktowane jako lotnisko regionalne, które zbierze jak najwięcej klientów z okolicy i stanie się motywacją do rozwoju inwestycji. Z uwagi na bardzo słabą kondycję polskich kolei i dramatycznie długi czas przejazdu przez Polskę po szynach jest u nas wciąż potencjał dla rozwoju lotniczych połączeń krajowych. Może z czasem Radom da się włączyć do takiej siatki.

Ostatnią dziś rzeczą, którą warto robić, to kierować się politycznymi sympatiami i w kontekście Radomia mówić: „a nie mówiłem, że się nie uda, bo to od początku głupi pomysł był?”. PiS przeminie, lotnisko Warszawa-Radom zostanie. Po prostu byłoby szkoda, gdyby pieniądze, zaangażowanie ludzi, czyli mówiąc w skrócie: cała para poszła w gwizdek.

Czytaj też: CPK i kolej do niego to dziwolągi na światową skalę

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną