Oj zabulimy, oj zaboli
Inflacja: już 17,2 proc. i jest na fali wznoszącej! Oj zabulimy, oj zaboli
ADAM GRZESZAK: – We wrześniu inflacja doszła już do 17,2 proc.! Zaskoczyło to pana?
MACIEJ BUKOWSKI: – Prawdę mówiąc, nie bardzo. Inflacja jest na fali wznoszącej, chyba dla wszystkich jest to oczywiste. Jeszcze w tym roku możemy dojść w okolicę 20 proc.
Nie jest to tak oczywiste dla członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy kilka dni po informacji o wrześniowym rekordowym skoku inflacji zdecydowali o utrzymaniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie. Do głosu znów doszła gołębia natura prezesa NBP Adama Glapińskiego?
Wysokość inflacji dla obecnej RPP nie wydaje się sprawą priorytetową, podobnie jak nie była dla poprzedniego składu rady. Dominowało przekonanie, że polityka monetarna powinna pobudzać wzrost gospodarczy. Przecież jeszcze do niedawna prezes NBP, którego kadencję oceniam bardzo krytycznie, dawał do zrozumienia, że wysoka inflacja Polsce nie grozi, a słaba waluta i niskie stopy procentowe będą sprzyjały wzrostowi. Także obecna decyzja wynika z podobnego myślenia, że spowolnienie tempa wzrostu automatycznie ograniczy popyt, a to przełoży się na spadek inflacji. Rada zdaje się nie obawiać, że może być odwrotnie.
Dlaczego może być odwrotnie?
Ponieważ jednocześnie zmagamy się z inflacją i szokiem energetycznym. Są kłopoty z podażą energii i paliw. To oddziałuje na firmy, które zaczną ograniczać produkcję. Może więc się okazać, że podaż spadnie silniej niż popyt, zwłaszcza że rząd zamierza chronić gospodarstwa domowe od wzrostu kosztów energii, co popyt podtrzyma. W tych warunkach pozostawienie stóp procentowych na dotychczasowym poziomie podsyciłoby, a nie osłabiło inflację, zwłaszcza w usługach.
A jaki powinien być ten poziom, by nie podsycać, a skutecznie zmniejszać inflację?