Miniszampony na cenzurowanym. Dla UE recykling to za mało, chce ostrzejszych przepisów
Problem śmieci? Przyzwyczailiśmy się do tego, że uratuje nas recykling, czyli ponowne wykorzystywanie cennych surowców zawartych w odpadach. Recykling ma umożliwić stworzenia tzw. zamkniętego obiegu. Tymczasem nie ma on wcale samych zalet. Jest to proces trudny i kosztowny, bo najpierw należy dobrze sortować odpady (a z tym choćby w Polsce wciąż mamy ogromne problemy), a potem potrzeba dużo energii, by surowce przetworzyć i wykorzystać raz jeszcze. Tymczasem energia, zwłaszcza w Europie, jest dziś bardzo droga. Co więcej, nie wszystkie surowce da się przetwarzać nieskończoną liczbę razy. Wiele zniszczonych i zanieczyszczonych opakowań nie nadaje się do przetworzenia.
Czytaj także: Szklane butelki z kaucją czy bez? Przeciąganie liny ws. systemu kaucyjnego
Lepsze niż recykling
Oczywiście recykling to lepsze rozwiązanie niż spalanie odpadów albo, co gorsza, składowanie ich na wysypiskach. Jednak przynajmniej dwie inne opcje są korzystniejsze od recyklingu: i dla środowiska, i dla naszych portfeli. Pierwszy, jakże banalny, to redukcja masy śmieci, czyli po prostu rezygnacja z pewnych produktów. Lepiej wziąć ze sobą wodę w bidonie niż kupować ją w jednorazowej butelce. Najlepszy odpad to ten, który nigdy nie powstał. Druga opcja to ponowne, często wielokrotne używanie opakowań po ich opróżnieniu, choćby pojemników na szampon czy płyn do mycia naczyń. Na razie to rozwiązanie wciąż rzadkie, chociaż pierwsze sklepy umożliwiają już zakupy przy wykorzystaniu własnych opakowań.
Czytaj także: 50 gr, może 1 zł? Będziemy płacić kaucję za butelki i puszki. Ale rząd coś kręci
Wszystkie opakowania do recyklingu
Każdy mieszkaniec Unii produkuje prawie 200 kg odpadów rocznie. Tendencja, niestety, rosnąca. Komisja Europejska postanowiła zatem zaostrzyć przepisy. Do 2030 r. wszystkie używane w Unii opakowania mają nadawać się do recyklingu. Jednak taka regulacja nie uchroni nas przecież przed rosnącą górą śmieci. Tymczasem Komisja chce, by do 2040 r. masa odpadów spadła o przynajmniej 15 proc. Potrzebne są zatem rozwiązania konkretniejsze niż dziś. Komisja przedstawiła zatem także kontrowersyjne pomysły.
Wojna z małymi i jednorazowymi pojemnikami
Chce na przykład zakazać używania małych pojemników na szampony czy mydła, popularnych zwłaszcza w hotelach. Zamiast nich mamy korzystać po prostu z dozowników w łazienkach. Restauracje i bary sprzedające na wynos powinny przestawiać się stopniowo na opakowania wielorazowego użytku. Cel to 20 proc. takich kubków czy pojemników w 2030 r. i aż 80 proc. w 2040 r. Klienci mają zwracać kubki czy pudełka po spożyciu, a najlepiej, gdyby po prostu przynosili własne opakowania. Wojna ma być wydana firmom, które wciąż używają za dużych butelek czy torebek, wprowadzając przy tym w błąd konsumentów co do rzeczywistej ilości produktu. Wszystkie opakowania powinny być funkcjonalne i zużywać tak mało surowców, jak to możliwe. Zwłaszcza firmy specjalizujące się w produktach luksusowych, na przykład perfumach, narzekają, że stracą możliwość wyróżniania się na półkach, a wymyślne opakowanie to przecież jedna z najważniejszych form marketingu.
Zanim propozycje Komisji Europejskiej staną się obowiązujące, muszą jeszcze zostać zaakceptowane przez rządy krajów członkowskich i Parlament Europejski. Batalia lobbystyczna już się rozpoczęła. Oburzeni są zwłaszcza przedsiębiorcy zajmujący się recyklingiem. Twierdzą, że zainwestowali ogromne pieniądze w swój biznes, a Unia poddaje w wątpliwość sens recyklingu. Jeszcze niedawno go promowała, a teraz nagle Europa chce preferować opakowania wielorazowe. Narzeka też branża hotelarska i gastronomiczna, bo eliminacja jednorazowych opakowań to ogromne wyzwanie i na początku też duże koszty.
Czytaj także: Recyklerzy nabici w butelkę
Polski obłęd śmieciowy
Jednak chyba nikt rozsądny nie ma wątpliwości. Tylko bardziej odpowiedzialna polityka może nas uchronić przed nieustannym wzrostem zarówno masy śmieci, jak i kosztów ich utylizacji. Nikt nie odczuwa tego bardziej niż my. Polska to przykład całkowitej śmieciowej katastrofy. Producenci opakowań płacą u nas symboliczne kwoty za ich wprowadzanie na rynek, a gigantyczne koszty ich zbiórki i recyklingu pokrywamy w ramach opłat odprowadzonych do gmin. Nic dziwnego, że te eksplodują, skoro góra śmieci nieustannie rośnie. Do tego płacimy wszyscy po równo, podczas gdy to konsumujący więcej powinni ponosić też wyższe opłaty za odpady. Właściwą metodą byłaby opłata recyklingowa zawarta w cenie produktów przy jednoczesnej redukcji danin śmieciowych. Tymczasem rząd w odpowiedzi na krytykę radzi samorządom, by… dopłacały do odpadów ze swoich i tak już rozsypujących się budżetów. Obłęd.
Czytaj także: Toniemy w plastiku, rządowi to nie przeszkadza
Gdzie nasz system kaucyjny?
Wciąż nie możemy się też doczekać na system kaucyjny, który ruszy najwcześniej w 2025 r. Jest niezbędny, aby zwiększyć ilość surowca wtórnego dobrej jakości wykorzystywanego do produkcji opakowań. Dziś taki recyklat musimy sprowadzać z zagranicy. Niestety, system kaucyjny – nie dość, że mocno opóźniony – będzie prawdopodobnie od razu wybrakowany, bo obejmie tylko butelki plastikowe, a pominie szklane oraz puszki. Rząd nieustannie zmienia zdanie i ulega lobby producentów napojów oraz sklepów, które najchętniej żadnych butelek by nie zbierały. Bo nie mają miejsca, bo to ponoć niebezpieczne, bo trzeba się męczyć z klientami odbierającymi kaucję. Polska to przykład kraju, w którym bez unijnych wymogów (bądź – jak powiedzą krytycy – dyktatu z Brukseli) żadnych pozytywnych zmian w walce ze śmieciami nie ma i nie będzie. Tymczasem to właśnie my na nowych przepisach możemy zyskać najwięcej, skoro mamy tak chaotyczny i dziurawy system odpadowy. Bo u nas może być już chyba tylko lepiej.