Może PiS chce w ten sposób wysondować, z jak dużą wdzięcznością wyborcy zareagują na waloryzację, czy im się ona wyborczo opłaca. Z badań wynika, że wdzięczność elektoratu może nie okazać się duża, a niektórzy wręcz mogą uważać, że inflacja zjadła im więcej i zgłoszą pretensje. Wydatek 16 mld zł, który nawet nie został zaplanowany w tegorocznym budżecie, może być wyborczo niewydajny, nie zostanie więc wprowadzony.
Jeszcze niedawno Rzeczkowska, minister finansów, zapewniała, że się do waloryzacji świadczeń na dzieci nie przymierza, ale to przecież nie w MF zapadną decyzję, nie będą one też zależeć od tego, czy budżet stać na ich realizację. Zależą wyłącznie od kalkulacji wyborczych. Stąd ten przeciek. Balon próbny.
Czytaj także: Pięć lat z pięćset plus. Niewielka poprawa za gigantyczne pieniądze
Nie ma dzieci z 500 plus
Bez względu na to, czy jest on prawdziwy, nie należy go porównywać z „babciowym”, ponieważ oba świadczenia mają zupełnie inne cele. 500 zł, najpierw na drugie i kolejne dzieci, miał stać się remedium na zbyt małą liczbę dzieci, które rodzą się w Polsce. Demografowie od początku mówili, że nie tędy droga, że nie wystarczy zasiłek finansowy, aby rodziny decydowały się na więcej dzieci. Ale brzmiało dobrze. Kiedy okazało się, że to jednak demografowie mieli rację, PiS o celu demograficznym po prostu przestał mówić. Dzieci rodzi się w Polsce najmniej od dziesiątków lat.
Mówił o przywróceniu polskim rodzinom godności i o tym, że dodatkowe 500 zł miesięcznie wyciągnęło wiele polskich rodzin, zwłaszcza wielodzietnych, z bardzo trudnej sytuacji finansowej. Wydawało się, że jest to argument prawdziwy, badania pokazywały, że właśnie w rodzinach, w których dzieci jest dużo, związać koniec z końcem jest najtrudniej. W niektórych zasiłek umożliwił wysłanie dzieci na wakacje, na które wcześniej rodzin nie było stać.
Czytaj także: Łapówka za dzieci. Chybione recepty PiS na demografię
500 plus zamiast
Problem w tym, że szalejąca inflacja ten argument także uczyniła nieaktualnym. Zanim jednak ceny zaczęły szybko rosnąć, zobaczyliśmy, jak z każdym rokiem wydłużają się kolejki do lekarza, jak wiele godzin można czekać na szpitalnym oddziale ratunkowym i jednak nie doczekać się pomocy. Te same rodziny, które cieszyły się z 500 zł, musiały dużo więcej wydać na podstawowe usługi medyczne, które dostępne stały się tylko prywatnie, na prywatne korepetycje dla dzieci, na inne usługi publiczne.
Okazało się, że 500 zł nie jest dodatkowo, ale zamiast. Zamiast przyzwoitych usług publicznych, które powinny być dostępne nie za darmo, ale za nasze podatki. Dla każdego. I że w wielu trudnych sytuacjach życiowych , np. ciężka choroba, te 500 zł to dużo za mało, żeby za te sprywatyzowane usługi publiczne zapłacić. Doszło do tego, że w Polsce zaczęto reklamować polisy, gwarantujące… leczenie raka. Bo w naszym kraju publiczna opieka zdrowotna nie gwarantuje już nawet tego.
Skrajne ubóstwo, czyli „godność” za puste pieniądze
Według prof. Michała Brzezińskiego, specjalizującego się w badaniu ubóstwa, dramatycznie powiększa się w Polsce grupa ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie. To jak w końcu jest z tym przywracaniem godności? Można żyć godnie, kiedy brakuje na chleb, a z leczenia zębów już dawno się zrezygnowało? Kiedy luksusowym dodatkiem do obiadu stały się zwykłe polskie warzywa, z których do śniadania czy kolacji też trzeba zrezygnować, bo stały się za drogie?
Waloryzacja 500 plus tego nie zmieni, dostęp do lekarza, dobrej edukacji czy opieki nad samotnymi seniorami się od tego nie poprawi. Warzywa czy pieczywo nie stanieją, bo na horrendalne koszty ich wyprodukowania największy wpływ ma droga energia, której ceny ustalają monopoliści. Bo te dodatkowe 16 mld zł to będą kolejne „puste pieniądze”. Dodatkowe usługi czy towary nie zostaną za nie wyprodukowane. Najwyżej na stacjach benzynowych czy w rachunkach za prąd i gaz zapłacimy jeszcze więcej. Monopoliści zarobią na transfery, za które sami sobie zapłacimy coraz większą drożyzną.
Babciowe vs 700 plus
I dlatego waloryzacji 500 plus nie da się porównywać z „babciowym”, bo dodatek 1,5 tys. zł dla kobiet, które zdecydują się wrócić do pracy, to nie jest rozdawnictwo. Jest za powrót do pracy, dzięki której na rynku pojawi się więcej usług i towarów, więc to nie będą puste pieniądze. To będzie premia za powrót do pracy, „bez której nie ma kołaczy”. Zachęta do niej.
Dlatego ekonomiści, łącznie z minister finansów obecnego rządu, mówią, że na waloryzację 500 plus nas nie stać, ale dzięki „babciowemu” do budżetu wpłynie więcej pieniędzy z podatków i składek, które młode mamy zapłacą. To prosty rachunek i politycy Prawa i Sprawiedliwości też umieją policzyć. Tylko że oni liczą co innego – głosy, za które będą płacić świeżo wydrukowanymi banknotami o coraz mniejszej wartości. Ciemny lud to widzi, ale ciągle kupuje.
Czytaj także: PiS kończy się paliwo. Czego od państwa chcą Polacy?