Tańsze kredyty, droższe mieszkania. PiS pędzi z „kredytem 2 proc.”. Sceptyczny nawet NBP
Sejm zaczyna prace nad pakietem rozwiązań mających wspomóc Polaków, którzy z powodu eksplozji stóp procentowych stracili szanse na kupno mieszkania czy budowę domu. Mimo wielu negatywnych doświadczeń z przeszłości politycy wciąż wierzą, że najlepsza metoda to dosypywanie pieniędzy bankom, które udzielają kredytów hipotecznych. A może nie tyle wierzą, co po prostu nie widzą innego wyjścia, skoro program Mieszkanie Plus zakończył się klęską, a publicznym instytucjom zawdzięczamy zaledwie 1,5 proc. oddawanych do użytku lokali. Cała reszta to wolny rynek, czyli deweloperzy i inwestorzy indywidualni.
2 proc. na 10 lat, bez limitów
Sztandarowym programem mieszkaniowym PiS na wybory ma być zatem tzw. Kredyt 2 proc., będący przynajmniej w części kontynuacją Rodziny na Swoim i Mieszkania dla Młodych. Założenia projektu wydają się bardzo atrakcyjne. Z dopłat do kredytu (dzięki którym jego realne oprocentowanie ma wynosić właśnie zaledwie ok. 2 proc. zamiast obecnych 8–9 proc.) aż przez dziesięć lat będzie mógł skorzystać każdy, kto nie posiada żadnej nieruchomości i nie skończył 45 lat. Konstrukcja raty malejącej oznacza, że przez te dziesięć lat uda się spłacić znaczną część kapitału, więc nawet po ustaniu dopłat z publicznej kasy wzrost raty nie powinien być zbyt bolesny.
Czytaj także: Mamy mieszkaniowy kryzys. Tanie kredyty nie pomogą. Co obiecują PiS i PO?
Na tym nie koniec dobrych informacji dla kredytobiorców.