Tędy nie pojedziemy
Pomylone tory. Mogło dojść do katastrofy, kilka razy z rzędu. PKP szukają kozła
Tomasz Gidelski ma znowu pracowity czas. Jako prezes Stowarzyszenia Przyjazna i Bezpieczna Kolej od siedmiu lat stara się reprezentować interesy pasażerów. Teraz apeluje do Ministerstwa Infrastruktury i Urzędu Transportu Kolejowego, żeby wreszcie ukarano odpowiedzialnych za warszawski chaos. Gidelski od lat jeździ codziennie do pracy pociągami – kursując między Łodzią a Warszawą, przy okazji relacjonuje doświadczenia podróżnych.
– Znam wiele osób, które wolą się porozumieć i w kilkoro jeździć jednym samochodem zamiast pociągami. Tak jest taniej i pewniej. Dziś nawet 40-minutowy zapas czasu przy planowaniu podróży nie gwarantuje punktualnego dotarcia do szkoły czy pracy. A przecież w trakcie długiego remontu trasy między Warszawą a Łodzią obiecywano nam w finale przejazd w 70 minut. Potem okazało się, że tyle jeździł jeden jedyny pociąg dziennie i to zaledwie przez pół roku. Teraz część pociągów wyjeżdża opóźnionych już z Łodzi, bo na stacji Kaliska brakuje torów postojowych. Jednak największym problemem jest przebudowa dworca Warszawa Zachodnia – opowiada Gidelski.
Nie ma w Polsce drugiej tak ruchliwej i newralgicznej stacji. Jej przebudowa ciągnie się od 2020 r. Miała zakończyć się pod koniec bieżącego roku, ale już wiadomo, że z powodu opóźnień potrwa przynajmniej kilka miesięcy dłużej. To inwestycja bez precedensu, warta ponad 2 mld zł. Pasażerowie przyzwyczaili się już nawet do utrudnień przy dojściu na perony, do nieustannych zmian w rozkładach, do regularnych awarii systemu sterowania ruchem czy do kierowania niektórych składów na inne dworce w stolicy. Jednak to, co stało się w połowie marca, zszokowało nawet tych najbardziej cierpliwych i wyrozumiałych.
Po wiosennej zmianie rozkładu jazdy miało być lepiej. Niestety szybko okazało się, że opóźnienia są jeszcze większe niż wcześniej, a dyżurni ruchu sobie nie radzą.