Ule zamiast kamieni milowych. O czym Kaczyński z Morawieckim „zapomnieli” na konwencji PiS
Uli jest dziesięć, w każdym z nich partia ocenia swoje prawie osiem lat rządów, ale też wytycza program na przyszłość. Aż trzy poświęcone są gospodarce, dwa polityce, po jednym rodzinie, kulturze, edukacji, sprawom społecznym. Pewniej lepiej by brzmiało „kamienie milowe”, ale to określenie źle się kojarzy. Przypomina o pieniądzach na Krajowy Plan Odbudowy, których Polska do tej pory nie otrzymała. Właśnie z powodu niezrealizowanych kamieni milowych. Więc są ule. O KPO nie wspomniano ani słowem. Mimo że prezes cofał się pamięcią aż do kroniki Kadłubka, była mu potrzebna, żeby za nim powtórzyć, iż Polska nigdy nie dała się ujarzmić. Zawsze była suwerenna, to chyba gwoli przypomnienia Zbigniewowi Ziobrze.
Czytaj także: Po co Ziobrze nowa partia? Jeśli PiS nie spełni warunków, „pożegna się z władzą”
Suchą nogą przez dwa kryzysy
Słowem, którego nie da się odkleić od Prawa i Sprawiedliwości, jest inflacja. W wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego to słowo także nie padło, choć raz padło „putinflacja”. Prezes stwierdził, że Polska w rewelacyjnej kondycji przeszła przez dwa kryzysy – pandemię i wojnę. Gdyby w tym czasie rządziła opozycja, nie byłoby już czego zbierać. Jakby zapomniał, że tuż po objęciu władzy PiS też przecież zapewniało, że przejmuje Polskę w ruinie. Kiedy więc w ulu dziękował seniorom za Polskę, jaką nam przekazali, niektórzy mogli o tym pamiętać. Ponowienie obietnicy „13” i „”14” mogło zgrzytu nie ułagodzić.
Zapomniał też prezes, że walką z pandemią również nie wypada się chwalić, skoro to Polska właśnie stała się europejską rekordzistką, jeśli chodzi o nadmiarowe zgony. 200 tys. osób, które nie musiały umrzeć, najwyraźniej nie utkwiło mu w pamięci. Stojące na szpitalnych podjazdach karetki, czekające, aż zwolni się miejsce dla chorego, którego przywiozły, również. Sukcesów PiS w walce z pandemią raczej trudno się doszukać.
Czytaj także: Władza daje swoim zarobić. Nawet na kryzysie
Jest nam coraz lepiej
Nie bardzo też wiadomo, na jakie niezależne rankingi powoływał się Jarosław Kaczyński, mówiąc, że Polska jest na pierwszym miejscu pod względem wzrostu dochodu rozporządzalnego na głowę obywatela. Z danych GUS wynika bowiem, że ten dochód w ostatnim roku nam się skurczył, nie bardzo więc jest się czym chwalić, musimy zaciskać pasa. Najwyraźniej jednak prezes konsekwentnie trzyma się swojej zasady, że „nie będą nam wmawiać, że czarne jest czarne”.
Sondaż „Polityki”: Kto zastąpi Kaczyńskiego? Zbliża się wielka sukcesja na prawicy
Tak jak konsekwentny jest premier Mateusz Morawiecki, który uparcie nie pamięta o swojej niezrealizowanej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju. Przypomniał natomiast o tekturowych czekach, które rozdawał gminom głosującym właściwie. I powiedział wprost – Fundusz Inwestycji Lokalnych zależy od wyniku wyborów. Czyli – dostaniecie, jak zagłosujecie na nas.
Dowodem, że Polska rozwija się coraz szybciej, już przegoniliśmy Portugalię i Grecję, a wkrótce dogonimy Francję i Wielką Brytanię, mają być przywołane przez premiera słowa szefa brytyjskiej Partii Pracy, który miał stwierdzić, że w 2030 r. dochód na głowę Polaka będzie większy niż Brytyjczyka.
Uratowali nas przed masowym bezrobociem
Prezes Kaczyński zapamiętał sumę 200 mld zł, dzięki której – jego zdaniem – rząd uchronił Polaków przed masowym bezrobociem, a wiele firm przed upadkiem. Te 200 mld zł, które rozdzielił Polski Fundusz Rozwoju w formie pomocy dla firm, to był wyraźny przekaz imprezy w ulu. Powtarzał go premier Mateusz Morawiecki. Gdyby nie ta pomoc, wiele firm by nie przetrwało, a tysiące osób wylądowałoby na bruku. Za Tuska stałoby się tak z pewnością.
Piarowe wytyczne są wyraźne – politycy PiS mają przekonywać, że inflacja musi być aż tak wysoka, ponieważ gdyby skuteczniej z nią walczyli, wpadlibyśmy w masowe bezrobocie, a to przecież byłoby jeszcze gorsze. Czyli lepsza już gonitwa cen.
Czytaj też: Wzrost płacy minimalnej? Więcej w portfelu, mniej w koszyku
Strach przed Konfederacją
W ulu PiS miało posłuchać głosu narodu. Oczywiście narodu wybranego, bo na panele, podczas których dyskutowano m.in. o bezpieczeństwie energetycznym, rolnictwie, zdrowiu czy rodzinie, nie wpuszczano – jak zwykle – niezaproszonych. W panelu o gospodarce na pytania odpowiadał Mateusz Morawiecki.
Osobą reprezentującą przedsiębiorców był w nim Marek Jakubiak, właściciel browaru, dawniej związany z partią Kukiz ′15, o poglądach gospodarczych bliskich Konfederacji. W pełni zgodził się z opinią, że za PiS jest lepiej niż za Tuska. Wtedy było w kraju tylko 90 browarów, a teraz jest 300. Brakuje mu jednak polskiego holdingu handlowego, choć jest przecież bardzo prężnie rozwijająca się polska sieć dyskontów Dino. Nawoływał do polskiego patriotyzmu, czyli kupowania polskich towarów.
Wyraźnym celem panelu o gospodarce było odzyskanie poparcia wśród małych przedsiębiorców, którzy z powodu szokująco wysokich cen gazu i prądu, ale także z powodu wzrostu obciążeń i bałaganu spowodowanego przez nieszczęsny Polski Ład musieli zawiesić albo wręcz stracili swoje firmy. PiS wie, że ubyło mu części zwolenników na rzecz Konfederacji i chce ich z powrotem przeciągnąć na swoją stronę. Jednak na postulat Jakubiaka, aby przedsiębiorcy nie musieli płacić składek na ZUS i mogli się zapisać do KRUS, w którym składki są niemal pięć razy niższe, nie wytrzymała prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS. Stwierdziła, że mali przedsiębiorcy, nawet płacąc ZUS, nie odkładają na swoje przyszłe emerytury i trzeba do nich dopłacać ze składek pracowników i zleceniobiorców.
Demografia i wydajność
Nowością, w porównaniu z poprzednimi konwencjami PiS, było stwierdzenie, że Polacy tylko wtedy będą naprawdę lepiej zarabiać, jeśli nastąpi duży wzrost produktywności. Do tej pory o tym nie wspominano, wydajność wyraźnie nie nadążała za zarobkami, to jeden z powodów inflacji. Wzrost wydajności nie będzie jednak możliwy bez inwestycji, m.in. w robotyzację. Tymczasem polscy przedsiębiorcy boją się inwestować i jest to wina rządu. Inwestycje zagraniczne krajowych nie zastąpią, no bo co z tym patriotyzmem?
Ul kończy się jutro. Naród wybrany czeka na konkretne obietnice wyborcze.
Jan Woleński: Po nas tylko my. Co i jak PiS robi, żeby utrzymać się przy władzy