Rynek

PiS znów chce obniżyć wiek emerytalny. Kręci, chce kupić głosy. A kto na tym naprawdę skorzysta?

Jarosław Kaczyński w Pilźnie, 3 czerwca 2023 r. Jarosław Kaczyński w Pilźnie, 3 czerwca 2023 r. Jakub Kofluk / FotoNews / Forum
Jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński zapewniał, że państwa na emerytury stażowe po prostu nie stać. PiS świetnie zdawał sobie sprawę, że musimy pracować dłużej. Teraz znów robi ludziom nadzieje. Oszukuje. Wystarczy spojrzeć na liczby. A z przywileju krótszej pracy skorzystają... doskonale zarabiający finansiści i menedżerowie.

PiS wraca do obietnicy emerytur stażowych (napisała o tym dziś „Gazeta Wyborcza”). Oznacza to, że kobiety pracowałyby jeszcze krócej, nawet do 55 lat, mężczyźni do 60. Krótsza praca oznacza jednak głodową emeryturę, zwłaszcza dla pań. Może też stać się przywilejem dla bogatych prezesów. Zanim jednak Polacy się o tym przekonają, PiS ma szansę nie oddać władzy.

Zdobył ją dzięki 500 plus oraz obietnicy przywrócenia krótszego wieku emerytalnego, czyli 60 lat dla kobiet oraz 65 dla mężczyzn. Polacy masowo sprzeciwili się bowiem reformie rządu PO-PSL wydłużającej w ciągu 18 lat okres aktywności zawodowej dla obu płci do 67 lat. PiS swoje obietnice spełnił. Dodatek dla dzieci spodobał się wszystkim rodzinom, ale wraz ze wzrostem cen jego realna wartość zaczęła spadać. Obecnie badania pokazują, że entuzjazm wobec obietnicy rewaloryzowania go do 800 zł jest jednak o wiele mniejszy, niż PiS się spodziewał. Ludzie zorientowali się, że ich poziom życia nie zależy od ilości pieniędzy, ale od ich realnej wartości.

Więc partia sięga po kolejny argument – obiecuje, że będziemy mogli pracować jeszcze krócej niż obecnie. Mają to umożliwić tzw. emerytury stażowe, których od lat domagają się związkowcy. Uważają bowiem, że taki sam wiek emerytalny dla wszystkich jest niesprawiedliwy. Osoby, które nie studiowały i rozpoczynały pracę zawodową kilka lat wcześniej niż ich studiujący rówieśnicy, w rezultacie muszą pracować dłużej. W dodatku jeśli jest to ciężka praca fizyczna, mogą po prostu nie mieć na to siły.

PiS kręci

Rząd PiS nie podjął jednak z nimi poważnego dialogu, lecz sprawę po prostu zawiesił. Jeszcze kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński zapewniał, że państwa na emerytury stażowe po prostu nie stać. Rząd świetnie zdawał sobie sprawę, że musimy pracować dłużej. I nawet przekonywał Komisję Europejską, że nas do tego przygotowuje. Że wprawdzie nie będzie wydłużał oficjalnego wieku emerytalnego, ale uruchomi mechanizmy zachęcające nas do tego, byśmy pracowali dłużej. To przecież jeden z kamieni milowych, które rząd zobowiązał się spełnić.

I nawet coś w tej sprawie zrobił. Od tego roku osoby, które przekroczyły wiek emerytalny, ale nadal pracują i nie pobierają emerytury, są zwolnione z podatku PIT. To dobre posunięcie, ale zależy nie tylko od pracownika. Na to musi się zgodzić także jego pracodawca, a ten zwykle woli wysłać pracownika na emeryturę, a potem ponownie go zatrudnić na gorszych finansowo warunkach. Wtedy firma zyskuje. Więc osób starszych, które nadal są aktywne zawodowo, ale nie pobierają świadczeń, jest mało.

Czytaj też: Polscy emeryci rwą się do pracy

Skorzystają finansiści

Kiedy więc teraz PiS robi ludziom nadzieje, że ponownie skróci wielu osobom ustawowy wiek emerytalny, to znów kręci. Nie mówi im wszystkiego.

Na emerytury stażowe mogą liczyć osoby, które przepracowały 35 lat składkowych i nieskładkowych. Czyli ile naprawdę? Składkowe to lata pracy legalnej, w czasie której pracodawcy odprowadzali za nie składki na ZUS. Po co doliczać do nich nieskładkowe, jeśli z przecieków wynika, że praktycznie nie będą one miały żadnego znaczenia?

Osoby, które zechcą skorzystać z przejścia na emeryturę w wieku 55 (kobiety) czy 60 lat (mężczyźni), muszą odłożyć na swoim koncie ZUS tyle pieniędzy, żeby w czasie wydłużonego okresu pobierania emerytury mogły wypracować co najmniej świadczenie w minimalnej wysokości.

A przecież już teraz coraz więcej kobiet przechodzących na emeryturę w wieku 60 lat nie jest w stanie odłożyć nawet na minimalne świadczenie. Jak będą odkładać na starość kilka lat krócej, to tym bardziej nie zbiorą odpowiedniej sumy. PiS je oszukuje. Chce po prostu kupić ich głosy.

W praktyce z możliwości wcześniejszego zakończenia kariery zawodowej wcale nie będą mogły skorzystać panie ciężko pracujące fizycznie czy za przysłowiową kasą w dyskoncie. One nie zdołają na indywidualnym koncie emerytalnym zgromadzić na minimalną, zwłaszcza w czasie szalejącej inflacji. To widać już teraz, wystarczy zapytać w ZUS, ile pań do 60. roku życia nie wypracowało sobie nawet minimalnej. Teraz będzie ich jeszcze więcej.

Z przywileju krótszej pracy skorzystają natomiast... doskonale zarabiający finansiści i menedżerowie. Po zakończeniu kariery w bogatych firmach kontrolowanych przez państwo zdołają zgromadzić, niekoniecznie w ZUS, wystarczająco dużo, żeby przestać pracować. PiS zatrudnia na eksponowanych stanowiskach osoby niekompetentne, które na świetnie płatną pracę w sektorze prywatnym raczej nie będą mogły liczyć.

Warto jednak wziąć pod uwagę, że na ich wcześniejszych emeryturach przede wszystkim straci ZUS. Ich emerytury będą wprawdzie minimalne, ale nie pracując, nie będą też płacić do tegoż ZUS składek rentowych i innych, które reszta mężczyzn płaci do 65. roku życia.

Podkast: Pomysł PiS na emerytury zaszkodzi młodym

Dziura w ZUS coraz większa

ZUS alarmuje, że do systemu emerytalnego coraz więcej trzeba dopłacać z naszych podatków, bo samych składek, i tak przecież wysokich, na wypłatę bieżących świadczeń nie starcza. Z punktu widzenia ubezpieczyciela 200 tys. tzw. nadmiarowych zgonów w czasie pandemii, przeważnie seniorów pobierających emerytury, odrobinę deficyt ZUS złagodziło. Podobnie jak legalna praca i fakt, że kilkaset tysięcy Ukraińców pracujących w naszym kraju opłaca tutaj składki.

Spójrzmy na liczby. Emerytów, zarówno z ZUS, jak i KRUS (rolniczych) oraz pozostałych, czyli mundurowych, sędziów, prokuratorów i z innych systemów, jest już w Polsce ponad 10 mln. Osób pracujących, których składki mają świadczenia dla seniorów sfinansować – ok. 16,5 mln. Seniorów szybko przybywa, młodych Polaków rodzi się coraz mniej. Każdy rok wcześniejszego wieku emerytalnego oznacza wyższe składki i podatki osób pracujących. Polska starzeje się najszybciej w Europie, a Polacy przechodzą na emeryturę coraz wcześniej. Kosztem swoich dzieci i następnych pokoleń. Ten koszt w innych krajach jest mniejszy, młodzi Polacy świadczeń dla coraz młodszych emerytów nie są w stanie sfinansować. Zwłaszcza jeśli sami mają dzieci. To dlatego tak wiele rodzin decyduje się tylko na jedno.

Demografia jest nieubłagana. Każdego roku szybciej przybywa emerytów pobierających świadczenia niż młodych ludzi, którzy zaczynają pracę i płacą na nie składki. Kiedy PiS przywrócił krótszy wiek emerytalny, okazało się – o czym ostrzegali eksperci – że dramatycznie obniżają się emerytury kobiet przechodzących na emeryturę w wieku 60 lat. Żeby otrzymać świadczenie minimalne (obecnie ok. 1,4 tys. zł), muszą mieć przepracowane co najmniej 20 lat tzw. składkowych. Coraz więcej pań nie jest w stanie odłożyć więc nawet na minimalne świadczenie, dopłaca do niego państwo. Na emerytury stażowe te panie nie mogą więc liczyć.

Jak można odłożyć na godną emeryturę, pracując 20 lat, jeśli kobiety żyją średnio 86? Czyli świadczenie emerytalne pobierając dłużej, niż na nie pracują? Czy naprawdę chcemy ciężarem własnej starości zniszczyć życie swoim dzieciom?

PiS przestraszył się, że wyborcy zobaczą, jaki jest prawdziwy koszt skracania aktywności zawodowej przy jednoczesnym wydłużaniu się długości życia. W pandemii zresztą znów zaczęła się skracać, co naprawdę nie jest powodem do radości. To dlatego zafundował emerytom „trzynastkę”, a potem „czternastkę”. Żeby byli w stanie przeżyć. I żeby cieszyli się „prezentem” od rządzących. Przy obecnej inflacji mimo tych dodatkowych pieniędzy realna wartość emerytur spada. Seniorzy biednieją. Skracanie wieku emerytalnego nie uczyni ich bogatszymi.

Czytaj też: 4 grosze emerytury z ZUS

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Barwicha pod Moskwą. Jak się żyje na osiedlu byłych dyktatorów? „Polityka” dotarła do osoby z otoczenia Janukowycza

Zbiegły z Syrii Baszar Asad prawdopodobnie zamieszka teraz w podmoskiewskiej Barwisze, czyli na politycznym cmentarzysku rosyjskiej polityki imperialnej.

Paweł Reszka, Evgenia Tamarchenko
08.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną