PiS znów chce obniżyć wiek emerytalny. Kręci, chce kupić głosy. A kto na tym naprawdę skorzysta?
PiS wraca do obietnicy emerytur stażowych (napisała o tym dziś „Gazeta Wyborcza”). Oznacza to, że kobiety pracowałyby jeszcze krócej, nawet do 55 lat, mężczyźni do 60. Krótsza praca oznacza jednak głodową emeryturę, zwłaszcza dla pań. Może też stać się przywilejem dla bogatych prezesów. Zanim jednak Polacy się o tym przekonają, PiS ma szansę nie oddać władzy.
Zdobył ją dzięki 500 plus oraz obietnicy przywrócenia krótszego wieku emerytalnego, czyli 60 lat dla kobiet oraz 65 dla mężczyzn. Polacy masowo sprzeciwili się bowiem reformie rządu PO-PSL wydłużającej w ciągu 18 lat okres aktywności zawodowej dla obu płci do 67 lat. PiS swoje obietnice spełnił. Dodatek dla dzieci spodobał się wszystkim rodzinom, ale wraz ze wzrostem cen jego realna wartość zaczęła spadać. Obecnie badania pokazują, że entuzjazm wobec obietnicy rewaloryzowania go do 800 zł jest jednak o wiele mniejszy, niż PiS się spodziewał. Ludzie zorientowali się, że ich poziom życia nie zależy od ilości pieniędzy, ale od ich realnej wartości.
Więc partia sięga po kolejny argument – obiecuje, że będziemy mogli pracować jeszcze krócej niż obecnie. Mają to umożliwić tzw. emerytury stażowe, których od lat domagają się związkowcy. Uważają bowiem, że taki sam wiek emerytalny dla wszystkich jest niesprawiedliwy. Osoby, które nie studiowały i rozpoczynały pracę zawodową kilka lat wcześniej niż ich studiujący rówieśnicy, w rezultacie muszą pracować dłużej.