Pod prąd
Pod prąd: tak PiS manipuluje cenami. Po wyborach mogą wzrosnąć nawet o 80 proc.
Polacy płacą za energię znacząco poniżej średniej dla całego kontynentu, a w porównaniu z niektórymi państwami ceny w Polsce są niższe nawet kilkakrotnie” – zapewniał Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE Polskiej Grupy Energetycznej, inaugurując najnowszą kampanię marketingową koncernu „Stop manipulacji!”. Ta manipulacja, zdaniem szefa PGE, polega na wprowadzających w błąd przekazach o „wysokich cenach energii w Polsce”. Tymczasem „rachunki odbiorców są i pozostaną niskie dzięki rządowej Tarczy Solidarnościowej, wspieranej przez polskich sprzedawców energii”.
PGE oraz inne państwowe koncerny energetyczne od dawna pełnią funkcję rządowej agencji marketingu politycznego. Nie szczędzą na to pieniędzy. Organizują i finansują kampanie, przekonując Polaków, że co złego w energetyce, to nie rząd. A już z pewnością nie minister aktywów państwowych Jacek Sasin, któremu spółki energetyczne podlegają. Temu służyły wcześniejsze kampanie, takie jak słynna antyunijna, z żarówką, dowodząca, że drożejące ceny energii to w 60 proc. skutek polityki klimatycznej UE. A teraz mamy kampanię, że ceny energii wcale takie wysokie nie są, a wszystko to zasługa troskliwej władzy. Każda okazja promocji jest dobra i każdy sojusznik. Dlatego energetycy sfinansowali nawet zakup zabytkowego wczesnośredniowiecznego miecza, by minister Sasin mógł go uroczyście na Jasnej Górze podarować ojcu dyrektorowi Rydzykowi.
Kto tu manipuluje?
Kampanie energetyków budzą emocje i spotykają się z zarzutami o manipulacje. Podobnie jest z najnowszą, sierpniową, prowadzoną pod przewrotnym hasłem „stop manipulacji!”. Ceny prądu dla odbiorców domowych (taryfy G11, G12) w przeliczeniu na euro należą u nas rzeczywiście do jednych z niższych w Europie.