Ratujmy górników przed węglem. Tragedie to chleb codzienny, a ta praca ma coraz mniej sensu
„W czwartek, 11 lipca, w KWK ROW Ruch Rydułtowy doszło do wstrząsu wysokoenergetycznego. Trwa akcja ratunkowa” – zakomunikowała spółka Polska Grupa Górnicza. Potem były kolejne komunikaty: „W bardzo trudnych warunkach kontynuowana jest akcja ratownicza w ruchu Rydułtowy kopalni ROW po wstrząsie wysokoenergetycznym w czwartek 11 lipca 2024 r. o godz. 8.16. Nocą po wystąpieniu niebezpiecznych wstrząsów dochodziło do wycofywania zastępów ratowniczych w trosce o bezpieczeństwo ludzi”.
Jan Dziadul: Kopalnia Rydułtowy o krok od olbrzymiej tragedii. Jeden górnik zginął
Codzienność górniczych dramatów
Polacy przywykli do relacji z katastrof kopalnianych, bo to stały element naszej gospodarczej rzeczywistości. Nie ma roku, by nie doszło do kilku spektakularnych górniczych zdarzeń. Rozpalają one emocje nie tylko śląskich mediów, z dramatami górniczymi obcującymi na co dzień, ale całej Polski. Największe są wtedy, gdy nie można się doliczyć górników uczestniczących w katastrofie. Tragicznie zginęli? Żyją? Są ranni? Jest podejrzenie, że gdzieś na dole tkwią odcięci. Wtedy ruszają zastępy ratowników i przekopują się przez zawalone chodniki, nasłuchują z nadzieją, że odnajdą żywych kolegów, a cała Polska im kibicuje. I też nierzadko w czasie tej akcji sami giną, bo praca górniczego ratownika to trudny do wyobrażenia wysiłek w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach. Tak jak teraz w kopalni Ruch Rydułtowy, gdzie ponad dwie doby trwały poszukiwania górników, których nie udało się żywych ewakuować z rejonu katastrofy.