Na wprowadzeniu renty wdowiej najbardziej zależy Lewicy, bo od przychylności seniorów zależą wyniki kolejnych wyborów. To priorytet dla Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, ministry pracy, która o skutki nie zapytała specjalistów od ubezpieczeń społecznych. Są one fatalne. I wypadało o nich wiedzieć, zanim się skierowało projekt do Sejmu.
Najbardziej zmartwieni powinni być ludzie młodzi i pracujący, bo to oni poniosą konsekwencje złego, populistycznego pomysłu. Rząd proponuje projekt własny, łagodzący finansowe skutki projektu obywatelskiego, ale równie zły. Seniorom, na pierwszy rzut oka, może się on podobać. Dostaną więcej pieniędzy, oprócz własnej emerytury ustawa przewiduje dla nich także część świadczenia zmarłego małżonka.
Czytaj także: Wdowy polskie. Jest ich siedem razy więcej niż wdowców, wycofują się z życia
Autorzy projektu obywatelskiego chcieli, aby dodatkowe świadczenie wdowy lub wdowca wynosiło 50 proc. świadczenia zmarłego. Rząd proponuje, aby w 2026 r. dodatkowa emerytura była niższa, do swojej osoba owdowiała otrzymałaby dodatkowo 15 proc. emerytury zmarłego, a od roku 2027 – już 25 proc.
Aleksandra Wiktorow, była prezes ZUS i specjalistka od ubezpieczeń społecznych, nie może rozmawiać o rencie wdowiej, bo – jak mówi – trafia ją szlag. – W obu projektach zakłada się, że ustawa wejdzie w życie po jej uchwaleniu, co jest oczywiste. Czyli jeśli ktoś stracił współmałżonka wcześniej, to na rentę wdowią liczyć nie może. Wielu ludzi się wkurzy, eksperci wyrzucają od razu wszelkie wyliczenia do kosza.