Rynek

Akcyzowa śruba przykręcona. Dla ratowania zdrowia czy budżetu?

W ciągu najbliższych trzech lat palaczy czekają spore podwyżki. W ciągu najbliższych trzech lat palaczy czekają spore podwyżki. ian dooley / Polityka
W kolejnych latach mocno podrożeją i tradycyjne papierosy, i te elektroniczne. Szkoda, że pieniądze z podwyżek nie pójdą na skuteczną pomoc dla palaczy, którzy chcieliby zerwać z nałogiem.

W Sejmie rząd wygrał to głosowanie bez problemów – za nowymi stawkami akcyzy była cała koalicja, a przeciw PiS i Konfederacja. Oznacza to, że przez najbliższe trzy lata palaczy czekają spore podwyżki. Stawka akcyzy w przypadku tradycyjnych papierosów wzrośnie o 25 proc. w przyszłym roku, o 20 proc. w 2026 r. i o kolejne 15 proc. w 2027 r. Oznacza to, że za trzy lata paczka papierosów może kosztować 26–27 zł. Jeszcze szybciej rosnąć ma akcyza na tytoń do palenia – w kolejnych latach odpowiednio o 38, 30 i 22 proc. Bardziej bolesne będą wzrosty w przypadku podgrzewaczy tytoniu, zwanych produktami innowacyjnymi – aż o 50 proc. w przyszłym roku, 20 proc. w 2026 i 15 proc. w 2027. Z kolei stawki akcyzy na płyn do tzw. papierosów elektronicznych pójdą w górę w najbliższych trzech latach kolejno o 75, 50 i 25 proc. Te dwie kategorie produktów, do tej pory traktowane łagodniej przez fiskusa, muszą przygotować się na prawdziwe trzęsienie ziemi.

Czytaj także: Akcyza na papierosy wreszcie w górę. Ale to za mało

Papierosy najtańsze w UE

Jak przy każdej podwyżce akcyzy rozgorzała dyskusja: czy chodzi o ratowanie zdrowia i życia Polaków (bo jeśli ceny mocno wzrosną, może chociaż część wyjdzie ze zgubnego nałogu), czy raczej o ratowanie budżetu (przyszłoroczna podwyżka ma zwiększyć wpływy z papierosowej akcyzy o 3,5 mld zł)? Faktem jest, że papierosy w Polsce należą do najtańszych w Unii Europejskiej – mniej wydają tylko Bułgarzy. Jednak sama podwyżka cen to za mało, aby znacząco zmniejszyć liczbę palących Polaków (to niemal 30 proc. społeczeństwa). Potrzeba także dużo aktywniejszych niż dzisiaj programów profilaktycznych. Natomiast wpływy do budżetu zwiększą się tylko, jeśli nie urośnie szara strefa. O ile przemyt ze Wschodu jest dzisiaj mniejszym problemem niż kiedyś (chociaż zwłaszcza Białoruś traktuje swoje papierosy jako ważny towar eksportowy do Polski), o tyle w naszym kraju powstaje coraz więcej nielegalnych fabryk papierosów. Jest to zresztą zjawisko powszechne w całej Unii.

Czytaj także: Palenie drożeje. W Polsce rozkwitnie szara strefa tytoniowa?

Gdzie szerokie programy walki z uzależnieniem?

Zarzuty przemysłu tytoniowego dotyczą nie tylko samego skoku stawek akcyzowych, ale też zerwania umowy, jaką z branżą zawarł rząd PiS. Tyle że on był wyjątkowo łagodny dla palaczy. Chyba nie chciał denerwować grupy, którą uznawał za ważną w swoim elektoracie. PiS zaplanował podwyżki akcyzy co roku o zaledwie 10 proc., co utrwalałoby naszą pozycję kraju bardzo tanich papierosów. Rządząca dziś koalicja tę umowę z przemysłem postanowiła mocno zmodyfikować. W przypadku akcyzy na alkohol nie zdecydowała się na znaczące podwyżki, ale w temacie papierosów okazała się odważniejsza. Z jednej strony słusznie, bo koszty społeczne palenia są gigantyczne i znacznie przekraczają jakiekolwiek wpływy z akcyzy. Szkoda jednak, że razem z tym cenowym skokiem nie mamy szerszego programu walki z uzależnieniem. Tymczasem ekspansja zwłaszcza papierosów elektronicznych wśród osób młodszych przybiera rozmiary wręcz zatrważające. Z kolei wśród starszych liczba palaczy – przez długi czas malejąca – utrzymuje się ostatnio na stabilnym, zdecydowanie za wysokim poziomie. Gdy takie kraje jak Australia czy Wielka Brytania snują wizję przyszłości w ogóle bez papierosów, my nie możemy pochwalić się jakimikolwiek postępami. Przykręcanie akcyzowej śruby ma sens, ale tylko pod dwoma warunkami. Musi towarzyszyć mu szeroka pomoc dla osób pragnących rzucić palenie oraz bezwzględna walka z szarą strefą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną