Na ironię zakrawa fakt, że o ustanowienie w Wigilię Bożego Narodzenia dnia oficjalnie wolnego od pracy walczy przede wszystkim Lewica, a nie partie odwołujące się w swoich programach (bo już niekoniecznie w czynach) do chrześcijaństwa. Przez całe osiem lat rządów PiS nie zdecydował się na takie rozwiązanie, chociaż przecież dysponował potrzebną większością. Oczywiście motywacje Lewicy nie są natury religijnej, ale prospołecznej. Przy słabej pozycji w sondażach i dodatkowych problemach z powodu wyjścia Razem ze wspólnego klubu Lewica desperacko szuka na siebie pomysłu. Marząc, aby pierwsza wolna Wigilia była już za dwa miesiące, próbuje przekonać wyborców, że w koalicji jest głosem pracowników, którzy chcieliby 24 grudnia w spokoju lepić pierogi i gotować barszcz.
Czytaj także: Wigilia półhandlowa? Propozycja PiS to kuriozum
Potrzebny wspólny front
Tymczasem projekt złożony przez Lewicę jest dla tej koalicji problemem – i to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, nie ma w tej sprawie jedności: Koalicja Obywatelska i Polska 2050 zdążyły już wypowiedzieć się o tym pomyśle z rezerwą. Po drugie, można wyobrazić sobie scenariusz, w którym projekt przeszedłby przez Sejm dzięki głosom Lewicy, PiS i Konfederacji (może także części PSL?) przy sprzeciwie większości koalicji. Byłaby to z pewnością wizerunkowa porażka rządzących. Trudno jednak przypuszczać, by marszałek Hołownia zdecydował się blokować projekt jednego z koalicjantów, posyłając go do zamrażarki. Wszystkie partie rządzące powinny zatem szybko stworzyć wspólny front w tej sprawie.
Czytaj także: PSL chce wolnego od pracy w wigilię i Wielki Piątek. Co na to PiS?
Ograniczenie dla dużych sklepów
Pomysł Lewicy miałby dotyczyć wszystkich pracowników, chociaż najbardziej odczuwalny byłby w handlu. Wigilia stałaby się kolejnym dniem, w którym zamknięte zostałyby większe sklepy. Obecnie mogą one działać do godz. 14 (podobnie jak w Wielką Sobotę). Oznaczałoby to istotne ograniczenie handlu trzy dni z rzędu (od 24 do 26 grudnia) i uniemożliwiłoby robienie w Wigilię ostatnich zakupów przedświątecznych w dyskontach czy supermarketach. Te regulacje nie wpłynęłyby na małe sklepy, bo tam właściciele z członkami rodzin mogą pracować, kiedy chcą. W koalicji nikt nawet nie ukrywa napięć związanych z kwestią handlu niedzielnego, a między partiami trwa dyskusja, czy i na jakich zasadach liberalizować obecne przepisy. Tymczasem zamknięcie większych sklepów w kolejny dzień (bez żadnej rekompensaty) oznaczałoby w praktyce zaostrzenie i tak już bardzo restrykcyjnych, jak na europejskie standardy, regulacji.
Czternasty wolny dzień w roku
Projekt Lewicy dodałby kolejny, czternasty już (chociaż dwa z nich to niedziele – Wielkanocna i Zielone Świątki) w ciągu roku ustawowy dzień wolny do pracy. Jednak trudno oszacować skutki tego kroku dla gospodarki, bo przecież Wigilia nie jest dzisiaj „zwykłym” dniem roboczym. Część firm i tak pozostaje zamknięta, w innych praca trwa pół dnia, a do tego często skupia się na składaniu życzeń i wymianie prezentów.
Utrzymywanie takiej dziwnej sytuacji rzeczywiście nie jest rozwiązaniem idealnym. Z ekonomicznego punktu widzenia wprowadzenie 24 grudnia wolnego nie oznaczałoby zatem katastrofy dla gospodarki. Ale co dalej? Z pewnością znaleźliby się chętni, aby analogiczne rozwiązanie wprowadzić dla Wielkiej Soboty, a może i dla Wielkiego Piątku, który przecież jest dniem wolnym od pracy w wielu krajach z dużą słabszą religijnością niż Polska. Takiej inflacji świętowania boją się oczywiście pracodawcy, którzy protestują przy każdym pomyśle poszerzania listy dni świątecznych. Ale tym razem ich opór może być mało skuteczny – bo przecież produktywność w Wigilię tych, którzy tego dnia do pracy wciąż muszą iść, do najwyższych z pewnością nie należy.
Czytaj także: Weekend ma 50 lat! Pół wieku temu wprowadzono wolną sobotę. Czas na wolne piątki?