Złe wiadomości po finansowym rynku rozchodzą się szybko. Kiedy w czwartek rano wyszło na jaw, że pod gdyńskim domem Ryszarda Krauze, jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, właściciela Prokomu i kilku innych giełdowych spółek, stoją samochody służb specjalnych a prokurator chce go zatrzymać i postawić nieujawnionej treści zarzuty, inwestorzy wpadli w panikę. Podczas jednej sesji akcje Pol-Aqua spadły o 7,5 proc., Biotonu o 7,9 proc., Prokomu o 8,7 proc., Polnordu o 13,5 proc. a Petrolinvestu aż o 19,8 proc. Za tymi procentami stoją niestety pieniądze. Pod koniec dnia szybko obliczono, że majątek obwinianego o niejasne rzeczy biznesmena z godziny na godzinę skurczył się o 540 mln złotych. Ktoś powie – „na biednego nie trafiło”. Otóż pewnie popełni spory błąd. Prócz samego Ryszarda Krauze duże pakiety akcji jego spółek mają przecież fundusze emerytalne, towarzystwa inwestycyjne i indywidualni, czasem całkiem drobni inwestorzy. Wczoraj aż za bardzo mogli się przekonać, że polityka ma jednak ciągle ogromny wpływ na finansowy rynek a „karzące ramię sprawiedliwości” potrafi mimowiednie rozdawać razy całkiem niewinnym. Uszczuplenie wartości portfela pozostałych inwestorów (poza Krauzem) szacuje się na kolejne kilkaset milionów złotych. Na mocno rozchwianym ostatnio rynku nawet mniejsze iskry potrafią wywołać ogromny pożar. Taka sensacja musiała być odreagowana.
Uboczne konsekwencje prokuratorskich działań już teraz są więc ogromne, ale powody ich podjęcia na razie zupełnie nieznane. Na szczęście nie będzie tak wiecznie. Jeśli w następnych tygodniach okaże się, że Ryszard Krauze rzeczywiście ma się z czego tłumaczyć – to nie ma sprawy. To on słusznie poniesie finansową i moralną odpowiedzialność za rozwój wydarzeń na giełdzie.
„Karzące ramię sprawiedliwości” potrafi mimowiednie rozdawać razy całkiem niewinnym.
Reklama