Rynek

10 lat z Dudą: gospodarka. Podpisywał, nie rozliczał i nie liczył. Jego wina jest ogromna

Prezydent RP Andrzej Duda podpisuje ustawę o dodatkowym rocznym świadczeniu dla emerytów i rencistów, Żyrardów, 2 lutego 2020 r. Prezydent RP Andrzej Duda podpisuje ustawę o dodatkowym rocznym świadczeniu dla emerytów i rencistów, Żyrardów, 2 lutego 2020 r. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Polacy zapomną Andrzejowi Dudzie obietnice, których przez dwie kadencje nie zrealizował, ale zapamiętają wygłaszane przez niego gospodarcze absurdy i gorliwość przy podpisywaniu ustaw PiS, szkodzących gospodarce i obywatelom, a nawet sprzecznych z konstytucją.

Na ksywę „długopis” prezydent solidnie sobie zapracował. Już w pierwszej kampanii wyborczej, zanim po raz pierwszy został prezydentem, obiecywał głównie to, co Prawo i Sprawiedliwość zamierzało zrealizować. Trudno nawet mieć mu za złe, mało kto przecież wierzył, że w ogóle zostanie wybrany, sondaże nie były dla niego korzystne. Duda doskonale zdawał sobie sprawę z tego, komu zawdzięcza urząd. Ale nawet wtedy szukał dodatkowego poparcia wśród grup głośnych i silnych politycznie. Stawiał na górników, przelicytowując w obietnicach nawet PiS.

Nie będziecie pracować aż do śmierci

Postulatem, dzięki któremu PiS uzyskał władzę, była zapowiedź cofnięcia reformy emerytalnej rządu PO-PSL, wydłużającej wiek emerytalny docelowo do 67 lat dla obu płci. Czas dochodzenia do celu był rozłożony wprawdzie aż na 18 lat, ale Polacy reformy nie zaakceptowali, odmówili „pracy aż do śmierci”. Duda zapewniał, że jak zostanie prezydentem, reformę cofnie. Obiecywał też rodzinom po 500 zł na każde dziecko. To samo obiecywało Prawo i Sprawiedliwość.

Przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego ostro protestował NSZZ „Solidarność”, Andrzej Duda zyskał poparcie Piotra Dudy, szefa związku, nie tylko tą obietnicą. Przebił PiS i sam siebie, obiecując także emerytury stażowe. Ich wprowadzenie miało być możliwe już po przepracowaniu przez kobiety 35 lat, a mężczyzn po 40 latach. W praktyce oznaczałoby to możliwość przejścia na emeryturę już w wieku 55 lat przez kobiety oraz 60 lat przez mężczyzn. Z tej obietnicy prezydent Duda nigdy się nie wywiązał, jej realizacji przeciwna była bowiem partia rządząca. „Solidarność” jednak o niej nie zapomniała, temat wraca w każdej kampanii wyborczej.

Duda obiecywać lubił i robi to nadal. Kiedy okazało się, że rację mieli eksperci ostrzegający, że przywrócenie wcześniejszego wieku emerytalnego oznaczać będzie głodowe emerytury, zwłaszcza dla kobiet, PiS wprowadziło „trzynastkę” dla wszystkich emerytów, a potem „czternastkę” dla tych z najniższym świadczeniem. Prezydent znów chciał być lepszy od partii i zaczął obiecywać „piętnastkę” oraz kolejne świadczenia tak, aby tych dodatkowych było tyle, co miesięcy w roku. Przestał, gdy PiS wyraźnie opowiedziało się za tym, żeby na stałe obiecać narodowi tylko „13” i „14” dla najbiedniejszych. Szybko został przywołany do porządku.

Skąd te pieniądze?

Określenie „głowa państwa” oznacza odpowiedzialność za kraj, jego bezpieczeństwo, także finansowe. Dowodów odpowiedzialnego myślenia o przyszłości Polski w czasie podwójnej kadencji Andrzeja Dudy jednak nie znajdziemy. PiS chciało pokazać, że jak ono rządzi, pieniądze znajdują się na wszystko, a transfery socjalne miały zapewnić tej partii władzę na długie lata. Prezydent nigdy nie zainteresował się tym, skąd wezmą się te pieniądze.

Powtarzał jak mantrę przekazy partii rządzącej, że zostały rozbite mafie vatowskie i dzięki temu starcza na wszystko. To była jednak tylko prawda częściowa, ściągalność podatku VAT była wyraźnie wyższa tylko w pierwszych latach rządów PiS, potem luka VAT znów zaczęła rosnąć. Pieniędzy z ukrócenia mafii nie było tyle, żeby starczyło na transfery, ale „ciemny lud to kupił”, jak mówił ówczesny prezes TVP. W rzeczywistości rząd zadłużał kraj coraz bardziej, co powinno było prezydenta zaniepokoić, ale Duda się tym nie interesował. PiS ogłaszał kolejne transfery bez pokrycia, dług publiczny Polski rósł szybko. Prezydent przypomina sobie o tym dopiero teraz, gdy PiS straciło władzę. Grzmi o nieodpowiedzialnym zadłużeniu Polski, wskazując jednak tylko Koalicję 15 października.

Fikcyjny budżet

Najważniejszą ustawą jest ustawa budżetowa, jej nieuchwalenie w terminie może być nawet powodem ogłoszenia przez prezydenta wcześniejszych wyborów. Andrzej Duda był jednak ślepy i głuchy na to, co rząd PiS wyprawiał z budżetem, nie zapisując w ustawie coraz większych sum, które wydawał bez wiedzy parlamentu, ale także prezydenta. Prezydent bez mrugnięcia okiem podpisywał fikcyjny budżet, w którym ukrywano coraz większą część wydatków rządu, nie zapisując ich w ustawie budżetowej. Ignorował tym samym konstytucję, w której jest zapisane, że zadłużenie państwa nie może przekraczać równowartości 60 proc. Produktu Krajowego Brutto. Nie próbował się dowiedzieć, jaki jest prawdziwy stan finansów państwa.

Prezydent nie zaprotestował przeciwko fikcyjnemu budżetowi nawet wtedy, gdy po wybuchu pandemii niezapisane w budżecie wydatki państwa sięgnęły niemal 300 mld zł. Bez mrugnięcia okiem podpisywał nie tylko nieprawdziwe ustawy budżetowe, ukrywające rzeczywisty stan finansów państwa, ale także inne ustawy gwarantujące rządowi bezkarność w nieracjonalnym wydawaniu publicznych pieniędzy. To dlatego Ministerstwo Zdrowia mogło przepłacać za zakup niesprawnych respiratorów od handlarza bronią, a przepompownią publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni stała się cała Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych.

Prezydent na to wszystko przymykał oko, nie domagał się wyjaśnień, był raczej jak listek figowy osłaniający przekręty partii rządzącej.

Czytaj także: Po co nam budżet, skoro pieniądze płyną bokiem?

Węgla mamy na 200 lat

Andrzej Duda stał się nawet bohaterem memów, w których cytuje się jego wypowiedź, że węgla mamy na 200 lat, a on nie pozwoli zamknąć żadnej kopalni. To kolejny ukłon prezydenta w stronę lobby górniczego, na którego głosy liczył w obu kampaniach. Nie licząc się z interesem gospodarki i pozostałych 38 mln obywateli.

W kampanii wyborczej mówił co innego, że gospodarka kraju bardzo potrzebuje energii z innych źródeł, w tym odnawialnych źródeł energii. Wydawało się, że wie to, co prezydent wiedzieć powinien – że polski węgiel leży coraz głębiej pod ziemią, co powoduje, że koszty jego wydobywania są coraz wyższe. Prąd z tak drogiego węgla jest więc także coraz droższy. Jeśli nie zaczniemy szybciej odchodzić od węgla i produkować tańszej energię z OZE, polska gospodarka przestanie być konkurencyjna.

Rząd i prezydent wyciągnęli z tego tylko taki wniosek, że trzeba więcej taniego węgla sprowadzać z Rosji. Kiedy więc Putin zaatakował Ukrainę i import taniego węgla i gazu z Rosji się skończył, ceny energii poszybowały, co uderza Polaków po kieszeni do tej pory. Rozpędziła się także inflacja, a prezydent, za prezesem NBP i rządem, powtarzał, że to wina Putina. Prezydent Duda w piersi się nie uderzył.

Wina prezydenta jest ogromna. Gdyby był kompetentny i mniej bojaźliwy, powinien był skłonić rząd PiS, aby kilkadziesiąt miliardów złotych, które Polacy zapłacili w rachunkach za energię, a które powinny być, zgodnie z prawem, zainwestowane w OZE, tańszy prąd mielibyśmy już od kilku lat. Ale prezydent zachował się nieodpowiedzialnie i dlatego prąd w Polsce jest tak drogi, zmarnowaliśmy dziesięć lat. Czekanie, aż zbudujemy elektrownię atomową, potrwa jeszcze długie lata.

Po zmianie rządu prezydent Duda nabrał odwagi. Krzyczy, że rozwój Polski zahamuje odejście od pierwotnych planów budowy CPK. Zdaje się ciągle nie rozumieć, że najbardziej istotnym hamulcem rozwoju polskiej gospodarki jest brak taniej energii.

Polski Ład mu się podobał

Entuzjazm, z jakim Andrzej Duda przywitał Polski Ład, mówiąc, że jest to rozwinięcie jego planu, który prezentował w swojej kampanii wyborczej i który przyniesie Polsce rozwój na dziesięciolecia, świadczy o tym, że prezydent niewiele zrozumiał. A przecież o tym, że to gigantyczny bubel prawny, który spowoduje w gospodarce chaos, nie osiągając żadnego z założonych celów, eksperci ostrzegali już wcześniej. Nie słuchał ani rząd, ani prezydent, który po raz kolejny złą ustawę podpisał. Ze skutkami bałaganu, jaki spowodował ten nieład, borykamy się do tej pory. Prezydent mógł do tego nie dopuścić, ale tego nie zrobił.

Obecni kandydaci na prezydenta też obiecują wszystkim wszystko, niekoniecznie wiedząc, jakie kompetencje naprawdę ma prezydent. Wbrew pozorom nie są one takie małe, ale nie polegają na tym, że może on się rządu słuchać albo mu się stawiać. Dobry prezydent ma z rządem współpracować. Blokować prawo, które krajowi szkodzi, namawiać do tworzenia takiego, które gwarantuje rozwój. Andrzej Duda swoją prezydenturę rozumiał inaczej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną