Egzekutor czy sygnalista? Maciej Berek to szansa dla rządu. Czy Tusk zechce z niej skorzystać?
Nie wiadomo, ile prawdziwej władzy nad członkami rządu Maciej Berek będzie w stanie sobie wyrąbać. Zna ich jednak dobrze, do tej pory był szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów. To ważna funkcja, organizuje pracę rządu, ma duży wpływ na agendę obrad, pozostaje jednak w jego cieniu. Od niego zależy, nad jakimi sprawami rząd pochyli się szybciej.
Państwowiec bez zaplecza
Chociaż raz zrobiło się o nim głośno. Wtedy, gdy Donald Tusk podpisał zgodę, aby neosędzia Sądu Najwyższego Krzysztof Wesołowski został komisarzem do przeprowadzenia wyboru prezesa Izby Cywilnej SN. Wpadka była ewidentna i przykra, Tusk zwalił winę na Berka. Że – podsuwając mu dokument do podpisu – „nie dostrzegł jego polityczności”. Berek wziął to na klatę, mało kto uwierzył.
Jako bezpartyjny państwowiec Maciej Berek nie ma żadnego zaplecza politycznego, trudno sobie też wyobrazić, że jako minister będzie rozliczać z realizacji rządowej strategii choćby wicepremierów. Jeśli jednak ma swoją funkcję traktować poważnie, to musi najpierw zapytać – jak ta strategia wygląda? W której szufladzie leży? Jakie są jej priorytety? Na razie przecież ciągle tego nie wiemy.
Gdyby więc w końcu rząd na czele z jego szefem te priorytety sformułowali, miałby się nowy minister od kontroli przynajmniej czego trzymać. Wiedzę o tym, jak nowoczesne państwo powinno swoje priorytety realizować, Berek bowiem posiada.
Po rekonstrukcji: