Takie wrażenie mają dzisiaj wyborcy koalicji 15 października. Rozgoryczeni, poobijani, jednak tłumnie przybyli na spotkanie z premierem Tuskiem w Pabianicach. I zaczęli zadawać trudne pytania o obietnice złożone w kampanii przed wyborami, które tej koalicji przyniosły władzę, a im nadzieję. Najwyraźniej potraktowali wtedy te obietnice poważnie.
Co z kwotą wolną od podatku w wysokości 60 tys. zł?
„Na pewno jeszcze nie w 2026 r.” – szczerze odpowiedział Donald Tusk. To była obietnica dużego kalibru, jej roczny koszt wynosiłby ok. 50 mld zł. Naszego budżetu na tak potężny wydatek nie stać. Przecież tegoroczny deficyt, czyli po prostu dziura w budżecie, zbliża się do niewyobrażalnych kiedyś 200 mld zł.
Na wprowadzenie kwoty wolnej od podatku w wysokości aż 60 tys. zł państwa po prostu teraz nie stać. Na samą obronność wydajemy już rocznie aż 5 proc. PKB, czyli sumę zbliżoną do wielkości dziury budżetowej. Musimy się przygotować na ewentualną agresję Rosji na kraje NATO, która staje się coraz bardziej prawdopodobna.
To wszystko prawda, państwa obecnie nie stać na taki wydatek. Ale ta prawda nie objawiła się nagle, ekonomiści, tacy jak Sławomir Dudek, szef niezależnego Instytutu Finansów Publicznych, wiedzieli i głośno o tym mówili także przed wyborami. A jednak obietnica padła, przeważył argument, że jest atrakcyjna dla wyborców. W myśl zasady: „co szkodzi obiecać”.
Co z ustawą o asystencji osobistej dla osób z niepełnosprawnościami?
Nie byłby to finansowy kaprys dla wybranej grupy wyborców, ale spełnienie naszego obowiązku wobec najsłabszych,