Pociąg do kolei
Wagony pełne głosów. Politycy licytują się, kto jest na kolei bardziej patriotyczny
Już wiek temu polscy politycy zrozumieli, jak ważna jest kolej. Gdy w maju 1926 r. Józef Piłsudski, niepełniący wówczas żadnych funkcji państwowych, dokonywał przewrotu, na ratunek legalnej władzy chciały ruszyć oddziały wojskowe z Pomorza, a zwłaszcza z Wielkopolski. Piłsudski nie cieszył się tam popularnością, a większość mieszkańców stała po stronie prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i premiera Wincentego Witosa. Jednak prorządowe posiłki do Warszawy nie mogły dotrzeć, bo zastrajkowali kolejarze, wśród których silne były wpływy PPS. A ta partia popierała zamach stanu. Po trzech dniach walk w stolicy, w których zginęło prawie 400 osób, siły rządowe były w defensywie. Prezydent Wojciechowski ustąpił, aby uniknąć wojny domowej. Piłsudski przejął kontrolę nad państwem. 24 września 1926 r. nowy prezydent Ignacy Mościcki powołał na mocy rozporządzenia Polskie Koleje Państwowe (PKP). Na pamiątkę tego wydarzenia Sejm kilka miesięcy temu ustanowił specjalną uchwałą rok 2026 Rokiem Polskiej Kolei.
Od końca PRL aż do dzisiaj przeszła ona bardzo burzliwą drogę. W latach 90. zaczął się jej upadek – brakowało pieniędzy nie tylko na inwestycje, ale i na bieżące remonty. Szybko malała liczba pasażerów, którzy zniechęceni coraz gorszą ofertą przesiadali się do kupowanych na masową skalę samochodów, a politycy patrzyli na pociągi jak na relikt przeszłości. Skutek był łatwy do przewidzenia: coraz mniej połączeń i czynnych tras, aby ograniczyć dopłaty z budżetu. Symbolem tej strategii były ogromne cięcia w latach 2000–2001, gdy zlikwidowano połączenia na kilku tysiącach kilometrów sieci kolejowej. Priorytet miały drogi – politycy walczyli o głosy wyborców, obiecując, że wreszcie rozpocznie się budowa autostrad, tras ekspresowych i obwodnic na wielką skalę.