„Polityka”. Pilnujemy władzy, służymy czytelnikom.

Prenumerata roczna taniej o 20%

OK, pokaż ofertę
Rynek

Nagłe olśnienia

Łukasz Foltyn: wymyślił Gadu-Gadu

Twórca Gadu-Gadu, polska ikona sukcesu w branży informatycznej, ma ciągoty lewicowe.

Jako informatyk Łukasz Foltyn wymyślił najpopularniejszy komunikator internetowy Gadu-Gadu. Jako biznesmen sprzedał swój pomysł i został milionerem. Jako polityk założył partię lewicową i uświadamia społeczeństwo w Internecie. Ale gdyby miał wizytówkę, nie wiedziałby, co na niej napisać.

Fot. Grzegorz Press 

Ma 33 lata. Kiedy był dzieckiem i mama pytała, kim chciałby zostać w życiu, zawsze odpowiadał tak samo: Chcę zarabiać dobre pieniądze. Nie mieli w domu komputera, ale Łukasz narysował klawiaturę na kartce i spędzał długie godziny, przebierając po niej palcami. Swoje pierwsze programy zapisywał ołówkiem w zeszycie.

Alfons Foltyn, tata, inżynier budownictwa wodnego: – Zużywał multum ołówków.

Barbara Foltyn, mama, anglistka: – Pytałam, co tam pisze. Mówił, że to mądre rzeczy. Łukasz zawsze bardzo wierzył we wszystko, co robił.

Łukasz

Rano wstaje i siada do komputera. Pisze bloga politycznego. Polemizuje online. Odwozi syna do szkoły, córkę do przedszkola. Wraca, siada do komputera. Czasem pójdzie na polityczne dyskusje w realu. Potem znów buszuje w Internecie. Poszukuje prądów politycznych, mocnych cytatów, opinii innych ludzi. Ale książek nie czyta. – Główną myśl każdej książki można streścić na jednej stronie. A ja chwytam idee, nie opisy przyrody – tłumaczy.

Pomysł Gadu-Gadu znalazł w Internecie. Podpatrzył amerykański program i napisał własną wersję. Wśród informatyków nie nazywa się to kopiowaniem, ale klonowaniem idei. W sieci wokół komunikatorów zawiązują się całe społeczności. Wystarczy dać ludziom dobre narzędzie do porozumiewania się, a już sami rozreklamują je wśród znajomych. Im więcej użytkowników zwerbują, tym więcej zarobi pomysłodawca. Za GG kupiec proponuje dzisiaj 155 mln dol. Sprzedając swoje akcje w spółce, Łukasz Foltyn mógłby nie pracować do końca życia. Ale nowe, polityczne wcielenie, każe mu założyć lewicowe medium w Internecie. Wzorem GG miałoby działać jak serwis społecznościowy – rodzić sympatyków w postępie geometrycznym.

Mama

Foltynowie żyli w dziesięcioro na czterdziestu ośmiu metrach mieszkania w bloku na radomskim osiedlu. Mama, tata, sześć córek i dwóch synów – Łukasz przedostatni z rodzeństwa. W szufladzie u rodziców leżą niedokończone elektroniczne schematy tunera i zasilacza stabilizowanego, które składał z ojcem jako chłopiec. Tata: – Przyjedzie, to dokończy. Już ja go przypilnuję.

Tata dużo jeździł w delegacje, na budowy w Polskę. Mama zajmowała się domem i dziećmi. Były wychuchane. Mama dbała, by były najlepsze we wszystkim, co robią. Łukasz okazał się bardzo dobry w sekcji tenisa ziemnego, trochę gorszy w sekcji tanecznej. Z dziećmi dużo się rozmawiało, na przykład o ich obowiązkach wobec innych. O szacunku, jaki się należy biednym i oszukanym przez los. Łukasz wracał ze szkoły i z przejęciem opowiadał, jak pani sprzątaczka walczyła ze śniegiem i jak bezbronna mu się przy tym wydawała. Mama: – Łukasz wyniósł z domu prawdziwą lewicowość, nie jakąś hasłową.

Z wiekiem buntował się. Mama ze zgrozą zrozumiała, że niedopilnowany, skłonny jest założyć najgorsze ubranie jako wyjściowe. Miał pretensje, że robi się z niego lalusia. Uczył się raczej słabo. Co prawda wygrał olimpiadę matematyczną w ósmej klasie, ale w liceum Kochanowskiego, najlepszym w mieście, go nie chcieli, bo miał za słabe świadectwo. Mama poszła porozmawiać z dyrektorem: – Powiedziałam wtedy: świadectwo to nie wszystko, syn jest zdolny. Pan dyrektor zaczął Łukasza przepytywać i przyjął go do liceum.

Mama kupiła Łukaszowi pierwszy numer pisma komputerowego „Bajtek” i zapisała na kółko informatyczne. Potem żałowała, bo mały utknął w domu przy narysowanej klawiaturze. Wyganiała na podwórko, żeby pobiegał z kolegami, ale nie rozumiał, po co miałby wychodzić. Przez komputer Łukasz odmówił nawet kiedyś wyjazdu z rodziną na wakacje.

Kilka miesięcy temu Alfons i Barbara Foltynowie przenieśli się na podradomską wieś. Mama zawsze chciała mieszkać w dużym domu pod lasem. Łukasz kupił dom, który najbardziej jej się podobał.

Komputer

Tata: – Łukasz miał do nas pretensje o swoje imię, bo w pierwszych modelach komputerów nie było litery Ł.

W pracowni informatycznej liceum Kochanowskiego było pięć rodzajów komputerów. Łukasz Foltyn rozgryzł je wszystkie. Trafił na sam początek masowej komputeryzacji. Prymityw i Dziki Zachód – mawiał nauczyciel informatyki. Najlepszym egzemplarzom komputerów proste obliczenia zajmowały godziny. A jeśli siadało napięcie, wszystko trafiał szlag.

Andrzej Wojtyna, informatyk i matematyk: – Łukasz był niesamowicie uparty i zacięty. Nie mogłem go wygonić z pracowni. Wypychałem siłą po północy. Bywało zresztą, że spędzał przy komputerach całe noce.

Pan Andrzej przechowuje listę sukcesów swoich uczniów w domowym komputerze. Pod nazwiskiem Łukasza zapisany jest jego program „Czasowniki nieregularne do nauki angielskiego”, z którego korzystała cała szkoła. Kilka nagród, które zdobywał w konkursach i warsztatach informatycznych. Państwo Foltynowie dorzucają napisany przez syna program do selekcji egzaminacyjnej kandydatów do liceum i związane z nim daremne prośby, aby Łukasz załatwił przyjęcie kogoś do szkoły. Jego klasa uchodziła za zbiorowisko indywidualistów. Genialna klasa – wspominają nauczyciele. Wśród absolwentów jest kilku znanych biznesmenów i doradca prezydenta USA.

Marek Golka, nauczyciel fizyki: – Łukasz uczył się w sposób ukierunkowany. Fizyki nie lubił, informatyka go pochłaniała i jej poświęcał cały czas. Byłem pewien, że odniesie sukces. Nie wiedziałem tylko, że będzie to tak wielki sukces.

Pierwszy własny komputer Łukasz Foltyn dostał od Marka Sella, znanego w branży informatycznej twórcy programu antywirusowego, z którym pracował. Przyniósł do domu ważące kilkanaście kilogramów stare pudło, bo Sell nie miał mu czym zapłacić. Wolał dać wysłużony komputer.

Biznes

Łukasz Foltyn: – Działalność gospodarczą prowadziłem już w liceum. Dużo grałem na giełdzie. Na studiach pisałem programy, sprzedawałem je i z tego żyłem.

Wyjechał do Warszawy na studia, wynajął pokój sublokatorski. Zrobił rok elektroniki, potem rok matematyki na UW. Wreszcie wylądował na wieczorowym licencjacie z informatyki. Ale częściej przebywał w Internecie, wymyślając sposoby na zarobienie dobrych pieniędzy, o których mówił kiedyś mamie. Miał zamiar raczej „wymyślić” pieniądze, niż w starym stylu zarobić je w pocie czoła.

Pierwszy był program do wysyłania esemesów przez Internet. Wystarczyło wejść na stworzoną przez Łukasza stronę i zarejestrować się. Esemes nic nie kosztował, za to Foltyn tworzył imienną bazę użytkowników, którzy w przyszłości mieli uczynić go milionerem. Im więcej ludzi – tym pomysłodawca więcej wart. Potem Łukasz stworzył klon amerykańskiego programu do zarządzania plikami i katalogami w komputerze. Nazwał go Foltyn Commander. Ubrany w garnitur, z aktówką pod pachą, krążył po warszawskich urzędach usiłując sprzedać swojego Foltyna. W końcu dwieście sztuk wzięła Kancelaria Senatu. A potem Łukasz spotkał Anię, studentkę ekonomii, ożenił się, urodziło się dziecko. Musiał porzucić marzenia o dobrych pieniądzach i wziąć się za pracę na etacie jako szeregowy programista i odpowiedzialny ojciec.

Barbara Foltyn: – Był u nas i mówił, że ożenić się zamierza po trzydziestce. A za dwa tygodnie przyjechał z wiadomością, że żeni się z Anią. Na weselu zostałam królową balu.

Najważniejsze wydarzenia w życiu Łukasza Foltyna dzieją się pod wpływem nagłych olśnień. Tak było z Gadu-Gadu. Wynajęty przez amerykańskiego inwestora student informatyki Foltyn po godzinach odwiedzał instytucje finansowe, szukając sponsora dla portalu internetowego zleceniodawcy. A skoro już znalazł się wśród bogatych, przy okazji wykładał na stół swoją bazę użytkowników darmowych esemesów: kilkadziesiąt tysięcy ludzi – idea do sprzedania tanio. Łukasz prezentował się dobrze, był entuzjastycznie nastawiony – wspominali potem ludzie z holdingu, który wyłożył pieniądze na GG. Foltyn przez kilka miesięcy pisał nowy program w wynajętym pokoju. Chciał go nazwać Foltyn, ale inwestor wolał Gadu-Gadu. Okazało się, że polski komunikator sprzedaje się świetnie i tworzy się wokół niego społeczność. Stało się jasne, że jego twórca jest skazany na bardzo dobre pieniądze.

Łukasz Foltyn: – Licencjat z informatyki zrobiłem wieczorowo, ostatkiem sił. Nawet nie odebrałem dyplomu. Ale żaden inwestor nie zapytał mnie, jakie mam wykształcenie, tylko jakie mam doświadczenie.

Alfons Foltyn: – Łukasz dorobił się fortuny i właściwie nie musi już nic robić. Może pędzić życie emeryta, a to nie jest najlepsze wyjście dla młodego człowieka.

Partia

Jeszcze dwa miesiące temu był bohaterem wszystkich serwisów internetowych. Na zdjęciach występował obok Waldemara Pawlaka, bo kandydował na posła z list PSL. Polski Bill Gates – to był jego medialny pseudonim. Nie chciał się tak kojarzyć, ale spece od marketingu twierdzili, że to strzał w dziesiątkę. Co prawda do Sejmu się nie dostał, ale zwrócił uwagę wyborców na Partię Socjaldemokratyczną (PSD), którą współtworzył i jej przewodniczy.

Wojciech Orżewski, 21 lat, student politologii, wiceprzewodniczący PSD: – To była obustronna inicjatywa PSL i PSD. Waldemar Pawlak stawia na młodych, a Łukasz wydał mu się bliski – nie dlatego, że realizowałby program po linii partyjnej PSL, ale dlatego, że też interesuje się nowoczesnymi technologiami.

Foltyn z Orżewskim poznali się przez Internet. Z jednej strony milioner z misją walki z niesprawiedliwością społeczną, z drugiej rozczarowany były członek SLD. Spotkali się w realu, żeby pogadać o partii nowej lewicy. Orżewski mówi, że spodziewał się człowieka wyniosłego, naburmuszonego, a przyszedł zwykły facet ubrany gorzej niż skromnie. Łukasz Foltyn próbował związać się z jakąś istniejącą grupą lewicową, ale wcześniej czy później go wyrzucali. Z Polskiej Partii Pracy dlatego, że w dyskusji ideowej poparł komornika ścigającego za długi pewien wrocławski szpital. Z Polskiej Partii Socjalistycznej, bo uważał, że powinno się rozmawiać o przyszłości w systemie kapitalistycznym, nie wciąż obchodzić przedwojenne rocznice. Lewicowość Łukasza Foltyna także pojawiła się jak nagłe olśnienie. On – w liceum stronnik Unii Polityki Realnej i Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego – przeczytał w „GW”, że giełda w Londynie cieszy się, iż Polacy poparli lewicę w wyborach 1993 r. Grał na giełdzie, to się zainteresował.

Foltyn, mimo że lewicowiec, wierzy w kapitalizm i właśnie tego nie potrafią zrozumieć tradycyjni towarzysze. – Nie jest złe to, że ktoś jest bogaty, ale to, że ktoś jest biedny. Chciałby płacić wyższe podatki i przekonuje do tego innych polskich milionerów. Chciałby dawać ludziom miesięcznie po 200 zł na każde dziecko, zlikwidować składkę ZUS, podnieść płacę minimalną i wydatki na służbę zdrowia. – Ale żeby tego dokonać, trzeba obudzić świadomość lewicową społeczeństwa. Oprócz pisania w Internecie trzeba jeździć w teren, spotykać się z ludźmi w zakładach pracy.

Ludzie, którzy go znają, mówią, że kombinuje z polityką, bo wstydzi się swojej szybko zarobionej fortuny. Inni, w tym rodzice, że jest w swoim politycznym wcieleniu całkiem szczery. Ostatnio puszczali z ojcem latawiec w podradomskiej wsi i gadali o polityce.

Tata: – Łukasz i polityka? To nie dla niego. On nie umie lawirować.

Mama: – Jesteśmy z Łukasza bardzo dumni, bo to dobry i uczynny chłopak. Piszą o nim nawet w podręczniku do informatyki. Ale uważam, że do polityki się nie nadaje. A jeśli już występuje w telewizji, to ja bym się na jego miejscu lepiej ubierała.

 

Reklama

Czytaj także

Klasyki Polityki

Jak w Warszawie ustanawiano seksualny rekord Polski

Pierwszy seksualny rekord świata został ustanowiony w Stanach Zjednoczonych. Inny padł nad Wisłą.

Wojciech Markiewicz
14.08.2018
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną