Rynek

Żarty się skończyły

Jak zminimalizować skutki kryzysu energetycznego, który nas niechybnie czeka w ciągu roku?

Warszawa przeżyła kolejny blackout, czyli awarię systemu energetycznego. Przez ponad pół godziny duża część miasta pozbawiona była prądu. W tym lotnisko i metro. Do dziś nie ustalono, co sprawiło, że go zabrakło. Po prostu prąd zniknął i już – dziwią się eksperci szukający przyczyn awarii. Niezależnie do jakich wniosków dojdą, jedno jest pewne: to kolejny sygnał ostrzegawczy. Polska elektroenergetyka doszła do kresu swych możliwości. Dziś trzepot skrzydeł motyla może wyzwolić ciąg zdarzeń, które doprowadzą do katastrofy.

Tymczasem odnieść można wrażenie, że nikogo to nie interesuje. Energetycy zamiast o nowe elektrownie i linie przesyłowe biją się o pakiety socjalne i premie prywatyzacyjne. Rząd zamiast myśleć o elektroenergetyce, podejmuje decyzje o wydawaniu miliardów na budowę gazoportu, choć wciąż nikt nie wie, od kogo kupimy skroplony gaz. Decydujemy się na eskalację konfliktu z Rosją, naszym głównym dostawcą surowców energetycznych, tłumacząc to koniecznością poprawy naszego bezpieczeństwa energetycznego.

Doprawdy trudno pojąć sens takiej polityki, nawet jeśli przestudiuje się najnowsze dzieło powstałe w Ministerstwie Gospodarki, czyli projekt „Polityki energetycznej Polski do roku 2030”. Podobny dokument przygotował trzy lata temu rząd SLD. Dużo łatwiej pisze się scenariusze wydarzeń mogących się zdarzyć za lat dwadzieścia, niż myśli, jak rozwiązać konkretne problemy występujące już dziś.

Ratowanie polskiej elektroenergetyki należało zacząć pięć, dziesięć lat temu. Teraz jesteśmy już mocno spóźnieni i trzeba myśleć przede wszystkim, jak zminimalizować skutki kryzysu, który nas niechybnie czeka w ciągu roku, dwóch. Nowych elektrowni nie da się w tym czasie zbudować. Także linie wysokiego napięcia, którymi moglibyśmy importować prąd, tak szybko nie powstaną.

Polityka 35.2008 (2669) z dnia 30.08.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama