Co będzie za miliony lat, wiedzą tylko autorzy filmu „Dzika przyszłość” (nasza telewizja pokazywała go parokrotnie) i Dougal Dixon, którego książka „Po człowieku” (After Man) zapoczątkowała nurt ewolucyjnej futurologii. W „Dzikiej przyszłości” oglądamy zrekonstruowane z największą dokładnością światy przyszłości – za 5, 100 i 200 mln lat. Ewolucjoniści chcieli pokazać, że ich nauka dojrzała już na tyle, by nadać życie nie tylko gatunkom, które dawno wymarły, ale i takim, które jeszcze nie powstały.
Anioły i diabły naturalnej wielkości
Pierwsza książka, którą pisałem z górą 20 lat temu, zaczynała się zdaniem, które dobrze zapamiętałem: „Egzobiologia, jak angelologia, zajmuje się bytami, o których nie wiadomo, czy istnieją naprawdę”. Dla przypomnienia – angelologia jest nauką o aniołach, egzobiologia zajmuje się życiem pozaziemskim. Nikt nigdy nie widział żywego anioła ani istoty przybyłej z kosmosu, choć prób wizualizacji jednych i drugich nie brakuje.
Anioły przedstawiane są zwykle w ludzkiej postaci z parą skrzydeł wyrastających z pleców. Ludzka anatomia sugerowałaby przynależność aniołów do linii (kladu) tetrapoda – czworonogów, potomków ryb trzonopłetwych, które pod koniec dewonu wyszły z mórz na ląd (na dwóch parach kończyn przekształconych z płetw). Jednak odtąd, i aż do dziś, przez z górą 350 mln lat ani jeden spośród dziesiątków tysięcy gatunków tetrapodów nie zyskał nigdy dodatkowej pary kończyn (za to niektóre je utraciły – jak węże i padalce – formalnie też należące do czworonogów) i nigdy też z nich nie powstanie żaden „heksapod” (na modłę owadów) czy „oktopod” (o ośmiu kończynach jak u ośmiornic).