Wspomnienia minionych upokorzeń nie zacierają się łatwo. Kiedy w styczniu i lutym 2005 r. pomiędzy Chinami i Indiami zaczęły intensywnie krążyć delegacje na wysokim szczeblu, indyjskie gazety przypomniały najgorszy moment we wzajemnych relacjach: listopad 1962 r., miesiąc upokorzenia i klęski, kiedy armia indyjska w Himalajach opuszczała w pośpiechu pozycje obronne pod naporem chińskich dywizji górskich.
Hindusi okazali się całkowicie nieprzygotowani do wojny prowadzonej na wysokościach przekraczających 5 tys. m n.p.m.: żołnierzom brakowało ciepłych mundurów, dowództwo traciło łączność z oddziałami, a karawany z amunicją i paliwem nie docierały na linię frontu. Dokonywano cudów odwagi: 4 listopada hinduski garnizon opuścił wysokogórską bazę Daulat Beg Oldi, przechodząc w bardzo trudnych warunkach przez położoną na wysokości 5300 m n.p.m. przełęcz Sassar Brangsa. Pozostawało to jednak bohaterstwem w trakcie odwrotu.
Dwa tygodnie później Chińczycy wstrzymali ofensywę: osiągnęli wszystkie strategiczne cele, spychając armię indyjską nawet 50 km na południe. Straty w ludziach nie były duże – oficjalnie po ok. 500 zabitych po każdej ze stron, historycy szacują je raczej na 3–4 tys. – a w dodatku w grę wchodziły wysokie góry, tereny praktycznie pozbawione mieszkańców; ale prestiżowa porażka zatruła stosunki pomiędzy dwoma gigantami na lata. Przez dziesięciolecia obie strony utrzymywały na granicy po blisko pół miliona żołnierzy w gotowości bojowej, a na spornym terenie dochodziło regularnie do krwawych incydentów.
Wojna ostatecznie pogrzebała szanse na współpracę, które i tak były w latach 60.