Miłość i młodość – dwa wyrazy nierozłączne. Są w tej symbiozie uprawnione. Opisuje się je razem w niezliczonych wierszach. O miłości chorych i starszych wierszy się nie pisze. Nic takiego zdarzyć się nie może, myślą zwykle młodzi, ale także chorzy i starzy, którym brakuje odwagi.
W domu rodzinnym Jerzego wiszą na ścianie dwie podkowy. Taborowa z 1939 r., wyrób fabryczny, i XIX-wieczna – od razu widać, że robiona ręcznie, ma taką formę jak te, które łamał w rękach August Mocny. Jeśli chodzi o szczęście, są skuteczne. Jerzy wykopał je z ziemi chodząc z wykrywaczem metali, znalazł wtedy wiele militariów. Porozdawał, bo po co mu?
Drętwiała mu noga, niby nic wielkiego. Wreszcie zaczął nią powłóczyć coraz bardziej i bardziej. Lekarze stawiali różne diagnozy. Któryś w końcu powiedział, że to na pewno stwardnienie rozsiane, trzeba zrobić rezonans magnetyczny. I rzeczywiście – SM. Sclerosis multiplex.
Miał 42 lata. Renta. I koniec. Nie chce się ugotować obiadu, umyć, wyjść z domu. Właściwie po co dalej żyć? Dowiedział się o Ewie, też z chorobą taką jak jego. Mieszkała niedaleko. Zupełnie sama. Mógł do niej jeszcze jakoś dojść. Ewa chorowała dłużej niż on. Miała porażenie czterokończynowe. Odcięła się w proteście za swą krzywdę od świata. Odrętwiała i nikogo nie chciała widzieć, słyszeć, czuć. Pracownice z opieki społecznej myły ją, karmiły i ubierały w pampersy. Wychodziły. Przychodziły po to samo. Ewa obrosła w kokon. Pracownica sadzała Ewę na balkonie. Obok niej gołębica uwiła gniazdo i siedziała na jajkach. Ewa w ogóle jej nie przeszkadzała. Obie siedziały w zupełnej ciszy.