Świadczy o tym choćby przypadek pielęgniarki Ewy ze szpitala w Skarżysku-Kamiennej, z którą swego czasu miał okazję rozmawiać premier Tusk. O prawdopodobnym nieistnieniu tej pielęgniarki doniósł niedawno redaktor Sekielski z TVN – autor filmu dokumentalnego „Władcy marionetek” – który osobiście badał sprawę na miejscu. Rzucający się w oczy brak pielęgniarki Ewy wzbudził w Sekielskim uzasadnione podejrzenie, że została ona wymyślona na potrzeby telewizyjnej debaty premiera z Jarosławem Kaczyńskim.
Odkrycie to postawiło premiera Tuska w kłopotliwej sytuacji, gdyż świadczyło o tym, że w ramach przygotowań do objęcia kluczowego stanowiska w państwie przeprowadzał on rozmowy z wymyślonymi przez siebie osobami, co zdaniem opozycji jest okolicznością dyskwalifikującą go. Pojawił się zarzut pójścia na łatwiznę oraz pytanie, z iloma takimi osobami Tusk się kontaktował i czy kontakty te utrzymywał również jako premier?
Z kolei politycy PO bagatelizują sprawę i uważają, że ustalenia Sekielskiego świadczą o silnej skłonności premiera do autentycznego dialogu ze wszystkimi, także z tymi, którzy nie istnieją. W prywatnych rozmowach politycy ci przyznają zresztą, że dla kogoś takiego jak pielęgniarka Ewa nieistnienie jest dużo lepszym wyjściem ze względu na jej niskie zarobki. Istnienie przy takich zarobkach, przekonują, jest wyjątkowo uciążliwe, wiąże się z brakiem perspektyw oraz powoduje trudną sytuację życiową.
Trzeba powiedzieć, że sytuacja życiowa pielęgniarki radykalnie zmieniła się zaraz po emisji filmu, gdy rzecznik rządu Graś ujawnił, że z dokumentów, do których dotarł, wynika, iż ona jednak istnieje.