Joanna Cieśla: Jeszcze kilka lat temu przekupywanie kontrolerów biletów było niemal powszechne. Dziś staje się tematem gazetowej informacji. Nasza wrażliwość na łapówkarstwo rośnie?
Prof. dr hab. Zbigniew Nęcki: Na pewno może wzrastać dzięki takim publikacjom. Ale chyba faktycznie zmieniliśmy się w tym sensie, że jesteśmy bardziej skłonni np. płacić za przejazdy. Ludziom nie chce się ryzykować kłopotów i upokorzenia dla 2-3 zł, więc w autobusach i tramwajach kasują bilety, w pociągu, nawet jeśli wsiądą bez biletu, bez problemu kupują u konduktora. Mam wrażenie, że także w sytuacjach z policyjnymi mandatami mniejsza jest chęć wręczania i przyjmowania pieniędzy na lewo.
Znikome są też już możliwości nielegalnego załatwiania egzaminu na prawo jazdy.
No właśnie. W sferze umownie zwanej publiczną chyba robi się trochę lepiej, ale już gdy chodzi o biznes, duże zlecenia – obawiam się, że łapówkarstwo nadal ma się dobrze.
Z czego wynika różnica?
Sposób na praktyki korupcyjne jest prosty: muszą się przestać opłacać – bez tego na nic się zda spisywanie kodeksów etycznych i tym podobne gesty. Jak długo zleceniobiorcy opłaca się podzielić ze zleceniodawcą wynagrodzeniem np. za załatanie drogi, pouczanie o moralności jest bezsensowne. Gdy człowiek zastanawia się, czy przyjąć lub dać łapówkę, robi bilans użyteczności zachowania: od sumy możliwych zysków odejmuje sumę strat i wynik mnoży razy prawdopodobieństwo wystąpienia straty i zysku. Gdy kierowca proponuje policjantowi łapówkę, zysk policjanta jest równy nominałowi oferowanego banknotu, ale stratą może być wyrzucenie z pracy i utrata wieloletnich dochodów.