Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Spod śniegu powstałeś...

Życie po lawinie

jockrutherford / Flickr CC by SA
Kochaj śnieg, unikaj lawin, powiada się w górach. Nie zawsze można ich uniknąć. Kiedy się wychodzi z nich cało, w drugim życiu, po lawinie, albo się gór nienawidzi, albo przyciągają tym zachłanniej.
elisfanclub/Flickr CC by SA

Artur Hajzer szedł z kolegami wiele godzin w nocy. Łatwiej wtedy o błąd. Zaczęło świtać. W połowie przejścia na Ciemniak zobaczyli leżące nawisy śniegu. Wydawało się, że były w bezpiecznej odległości. Zrobił zdjęcie. I krok, może dwa. Lawinie wiele nie trzeba. Usłyszał huk. Krawędź grani ruszyła w dół z piekielną szybkością.

Marian, ocalony z lawiny nad Morskim Okiem przez księdza Wojciecha (ksiądz prosi, żeby nie podawać ich nazwisk), taki ni to huk, ni to chrzęst, słyszy w sobie do dziś.

Grunt pod nogami Artura Hajzera raptownie się usunął. Jest doświadczonym taternikiem. Wspinał się w Tatrach, Alpach, górach Azji. Wiedział, że za wszelką cenę powinien płynąć ze śniegiem i utrzymywać na powierzchni lawiny tak długo, jak się da.

Zjeżdżał jak na pontonie, raz w górę, raz w dół. To koniec, pomyślał. Lawina wciągała nogi, ale udało mu się je wyrwać i utrzymać się na plecach. Starał się mieć szeroko rozstawione ręce i nogi. Nie była to straszna gruntowa lawina, zwykle wiosenna, zabierająca ze sobą ziemię, a z nią wszystko, co po drodze – kamienie, głazy, pnie drzew, mieląca porwanego człowieka jak sieczkarnia. Tak zginęli przed dwoma miesiącami trzej młodzi mężczyźni z Warszawy, zdolni, wykształceni, na progu karier zawodowych.

Światło z góry

Lawinę Hajzera tworzyły masy tafli śniegowych. Zatrzymała się. Zaczęła napierać. Gniotła. Wisiał w powietrzu w pozycji stojącej z ręką wyciągniętą w górę, trzymając czekan w dłoni. Zdołał jeszcze nim poruszyć. Przez szparę, wzdłuż ręki z czekanem, zobaczył skrawek nieba. Miał przez nią dopływ powietrza do niewielkiej niszy przed głową, w którą szczęśliwie ułożyły się tafle śniegu.

Polityka 15.2010 (2751) z dnia 10.04.2010; Ludzie i obyczaje; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Spod śniegu powstałeś..."
Reklama