Praca liczy lat kilkanaście, ale nadal uważana jest (i chyba jeszcze długo będzie) za najbardziej głębokie studium kultury imperialnej. Od razu zauważmy, że autorowi nie chodzi wcale o procesy ekonomiczne, podbój militarny czy kwestie związane z kordonem sanitarnym i globalnym przepływem zarazków unicestwiających całe populacje. Said bada mianowicie zachodnią – głównie angielską, francuską oraz amerykańską – prozę: „Robinsona Crusoe”, „Davida Copperfielda”, „Jądro ciemności”, „Mansfield Park”. Autorów takich jak Szekspir, Defoe, Conrad, Jane Austen, Naipaul. Najbardziej interesują go wątki dotyczące Afryki, Indii, krajów Dalekiego Wschodu, także Australii i rejonu Karaibów. O ile można jednak przystać na sugestię, że szekspirowski Kaliban czy conradowski Kurtz zawierają w sobie ziarna myślenia imperialnego, degradującego kolonizowane kraje i ludy do poziomu zasobów surowcowych i ludzkich, o tyle trudno zrazu pojąć poszukiwanie takich ziaren w powieściach dotyczących wielkopańskich romansów czy angielskiej arystokracji.
Said systematycznie przekonuje, że czyta Camusa i Szekspira nie tylko po to, by obcować z „najlepszymi rzeczami, jakie poznano i pomyślano”, ale także w tym celu, aby ujrzeć rodzącą je kulturę. Kultura zaś – zwłaszcza w XIX i XX w. – nieuchronnie i w agresywny sposób łączyła się z narodem albo państwem. Zaczynała służyć budowie granic między nami i nimi, definiowała normalność i dewiację, dostarczała pewnego modułu tożsamości o dużym potencjale bojowym. Powinnością badacza jest przeto wiązanie „budzących wstręt praktyk w rodzaju niewolnictwa, ucisku kolonialnego czy rasowego, bądź też narzucania władzy imperium innym ludom, z poezją, literaturą i filozofią społeczeństwa, które angażuje się w takie praktyki”.