Pozostać razem po powodzi
Psycholog mówi co robić, by żywioł nie zerwał sąsiedzkich więzi
Joanna Cieśla: Co dzieje się z człowiekiem, który przeżywa powódź?
Dr Magdalena Kaczmarek: Powódź to traumatyczne wydarzenie, towarzyszą mu bardzo silne emocje: strach, bezradność, poczucie horroru, czasem pojawia się także dysocjacja – wrażenie oddzielenia od rzeczywistości. Tak jest zwykle, gdy ludzie znajdują się w sytuacji nagłego zagrożenia życia, zdrowia, ale też innych ważnych dla nich wartości. Powódź najczęściej nie jest związana z bardzo dużym ryzykiem utraty życia, a właśnie ze stratami materialnymi. Chodzi nie tylko o finansowe koszty, ale też o zagrożenie utratą ważnych przedmiotów, pamiątek, które są częścią nas. Istotne jest też, że powódź jest doświadczeniem dotykającym nie tylko jednostki, ale całej społeczności w miejscu zamieszkania.
Co z tego wynika?
Zwykle obserwujemy to, co psychologowie nazywają wzrostem i upadkiem utopii. Na początku rzadko się zdarza, by ktoś rozpaczał - ludzie nie skupiają się na emocjach, tylko na działaniu, mobilizują się. Sąsiedzi bardzo dużo pracują, chętnie sobie pomagają – nawet, jeśli nie znają się nawzajem zbyt dobrze. Obcy ludzie przynoszą poszkodowanym dary – żywność, odzież. Pojawia się czasem nawet jakiś rodzaj euforii, utopijnego raju. Ale po fazie mobilizacji przychodzi tak zwana deterioracja wsparcia. Ludzi ogarnia zmęczenie, żyją w tym samym środowisku, w którym wszyscy są poszkodowani i potrzebują pomocy. Po tym, jak woda odchodzi, trzeba sprzątać. Jest brudno, brzydko pachnie, ten zapach zostaje w ścianach, nawet, jeśli konstrukcje domów nie są naruszone - a często są. Poza budynkami uszkodzone są drogi, zniszczony jest cały krajobraz okolicy.