„Najprawdopodobniej będzie tak jak dotychczas”, ujawnia uczony, odbierając już na wstępie resztki nadziei czytelnikom. „Nadal będziemy skazani na tych samych medialnych polityków i te same niewiarygodnie nudne programy telewizyjne, udające publicystykę polityczną”, przewiduje. Nie jest także optymistą co do sytuacji na scenie politycznej, zwłaszcza losów PiS. „PiS utrzyma swój stan posiadania i niewiele się zmieni, bo żadna zmiana PiS niczego w Polsce zmienić nie jest w stanie”, pisze.
Przyznaje, że zmianę mogłoby przynieść zniknięcie Jarosława Kaczyńskiego, ale od razu zaznacza, że „jeśli nawet Jarosław Kaczyński zginąłby w wypadku samochodowym lub zatruł się rtęcią, co przydarzyło się ostatnio w Berlinie rosyjskim emigrantom niedoceniającym modernizacyjnych wysiłków podejmowanych w Rosji, w mediach jego rola przypadnie Zbigniewowi Ziobrze lub innemu tego typu politykowi”. Nietrudno się domyślić, że w tej sytuacji trucie się przez prezesa PiS rtęcią nie ma żadnego sensu, gdyż byłoby jedynie wodą na młyn Ziobry i innych.
Czytając analizę prof. Krasnodębskiego, niejeden czytelnik ma ochotę sam sięgnąć po rtęć i jeśli się powstrzymuje, to tylko dlatego, żeby tekst doczytać do końca z nadzieją na jakieś szczęśliwe zakończenie. Niestety, takiego zakończenia autor skąpi. Nie pozostawia on żadnych złudzeń co do tego, że „zimą ludzie nadal będą zamarzali, na wiosnę przyjdzie powódź, a może nawet dwie, latem Polacy będą się topili, szukając ochłody w gliniankach i nieregulowanych rzekach, jesienią truli się grzybami, a zimą znowu zamarzali”.
Czy dla tych, którzy nie zamarzną, nie utopią się, nie otrują, a następnie znowu nie zamarzną, rysuje się w nowym roku jakaś szansa na zmiany?