Joanna Cieśla: Napływa kolejna fala doniesień o przestępstwach dokonanych przez stadionowych chuliganów. Brutalne zabójstwo w Krakowie, ustawka w Łódzkiem, w wyniku której jeden z pseudokibiców zginął. Dlaczego akurat kibicowanie piłce nożnej wiąże się z agresją? Atmosfera na trybunach w innych dyscyplinach sportu, choćby w siatkówce, jest fantastyczna i pełna kultury.
Dr Konrad Maj: Można to wyjaśniać na kilka sposobów. Sama formuła rozgrywek piłkarskich nasuwa skojarzenia ze średniowiecznymi bitwami. Dwie drużyny stają naprzeciwko siebie na murawie, w tle klubowe sztandary, często też błyskające race. Piłka nożna jest przy tym sportem dosyć brutalnym – gra się nogami, częste są faule, ktoś ląduje na trawie zwijając się z bólu, kości trzeszczą.
Inne gry zespołowe też wiążą się z kontaktem i urazami – szczypiornista Karol Bielecki na boisku stracił oko.
To prawda. Myślę, że działa tu też rodzaj samospełniającego się proroctwa. Kibice siatkówki i piłki ręcznej to kibice „nowi”. Większość z nich zainteresowała się tymi sportami niedawno, kiedy zaczęliśmy odnosić w nich sukcesy. Od razu chodzili na mecze z dziećmi, żonami i ta rodzinna, bezpieczna atmosfera towarzysząca rozgrywkom stała się normą. Dlatego ktoś, kto szuka rozrywki między latającymi płytami chodnikowymi, na takie imprezy się w ogóle nie wybiera. Z drugiej strony ci, którzy chcieliby spokojnie obejrzeć mecz z rodziną, trzymają się z dala od stadionów piłkarskich. Znaczenie ma też wielkość obiektów. Większość stadionów mieści kilka razy więcej kibiców niż większość hal, w których grają siatkarze. A w tłumie łatwiej – mówiąc psychologicznym językiem – ulec deindywiduacji.