Na granicy wytrzymałości
Złodziejski raj na polsko-niemieckim pograniczu
Wolfgang Liebscher co rano się zastanawia, czy oni weszli, czy nie. Zanim otworzy bramę swojego warsztatu, wstrzymuje oddech. Zamek nienaruszony, kraty też. Rzut oka na narzędziownię, potem szybko do motorów. Oddycha z ulgą. Tym razem nie weszli. Oni to w Ebersbach złodzieje. Z Czech i Polski.
Ebersbach to malownicze miasteczko w niemieckiej Saksonii, w powiecie Görlitz na Pogórzu Górnołużyckim, w nadgranicznym trójkącie. 19 km na wschód, za Zittau, zaczyna się Polska, bliżej, zaraz za południowymi rogatkami Ebersbach, są już Czechy. Tu zaczyna się też problem.
W tym niespełna ośmiotysięcznym mieście policja odnotowuje ponad 800 włamań i kradzieży rocznie. W rzeczywistości więcej, bo ci, którzy mają małe straty, nie zgłaszają kradzieży. Od drugiego zgłoszenia szkody ubezpieczyciel nie wypłaca odszkodowania, tłumaczy Liebscher. On już nic nie dostaje, miał sześć włamań tylko w tym roku. Stracił drogie narzędzia, sprzęt, oprogramowanie. Na zabezpieczenia – alarm, żaluzje – wydał już ponad 20 tys. euro. W ostatni weekend ktoś próbował się włamać do samochodu stojącego na dziedzińcu. Technika zadziałała, złodziej uciekł. Liebscher jest przekonany, że na drugą stronę granicy. – To wina Schengen – mówi zdecydowanie.
Polski klucz
Po 21 grudnia 2007 r. na terenach przygranicznych Saksonii dramatycznie wzrosła przestępczość, alarmują media i mieszkańcy. – Niezupełnie – wyjaśnia nadinspektor Uwe Horbaschk z Komendy Oberlausitz-Niederschlesien w Görlitz. – Ogólnie liczba przestępstw nawet spadła, w tym napadów czy pobić – mówi Horbaschk.