Target to na przykład czerwony punkt na listewce albo ściśle określona karta, nawet jeśli na stole jest ich kilka i co jakiś czas złośliwie się kurze te karty miesza.
Wyszkolona kura powinna też potrafić: chwycić dziobem za sznurek i pociągnąć tzw. wózeczek, czyli pudełko przyczepione do sznurka, obrócić się na komendę, przejść przez slalom, a także dziobnąć najpierw w jeden, a potem w drugi kręgiel – kolejność wyznaczają kolory.
Jeśli trener się postara, kura może umieć więcej. Umiejętności zdobyte na kurze można potem wykorzystać do skuteczniejszego szkolenia innych zwierząt (i nie tylko, ale o tym później).
A zaczęło się od koni. – Chcieliśmy je z żoną Gosią szkolić inaczej, niż to się robi zazwyczaj w polskich stajniach, czyli metal do pyska i ciągniemy – opowiada Kuba Gołąb, weterynarz po wrocławskiej Akademii Rolniczej, który w wolnych chwilach zgłębia wiedzę o zakamarkach umysłów wszystkich istot. – Konie to na tyle inteligentne istoty, że trzeba do nich dotrzeć inaczej – nie karą, tylko nagrodą. Próbowaliśmy różnych sposobów, aż doszliśmy do metody z użyciem klikera. Kiedy wokół nas pojawiły się inne zwierzaki, próbowaliśmy je szkolić podobnie.
Zoo i cała reszta
Metodę treningu klikerowego, opartego na wzmocnieniu pozytywnym, opracowała dla ssaków morskich w oceanarium Karen Pryor, biolog z wykształcenia. Szybko się zorientowała, że taki trening można zastosować w odniesieniu do innych zwierząt. Napisała o tym książkę „Don’t shoot the dog!”, która zyskała duży rozgłos. W 2004 r. ukazała się także na polskim rynku pod tytułem „Najpierw wytresuj kurczaka”.
Mechanizm treningu jest prosty: dźwięk klikera (małego pudełeczka z blaszką, która po naciśnięciu wydaje charakterystyczny klik) lub gwizdka informuje zwierzę precyzyjnie i zawsze tak samo, że dane zachowanie jest pożądane i zapowiada nagrodę, co daje trenerowi więcej czasu na jej podanie (kura dostaje ziarnko paszy).