Sukces ma wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą – stąd trudno ustalić, kto sprowadził w progi Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach niemiecko-izraelskiego naukowca dr. Noaha Rosenkranza. Ten 44-letni prawnik przedstawił kserokopie dyplomów, według których jest po doktoracie z prawa międzynarodowego, obronionym w 1996 r. na Freie Universität Berlin („Prawo państwa członkowskiego w systemie prawa europejskiego po przystąpieniu do Wspólnoty Europejskiej”). Miał też dyplom obronionej w języku niemieckim w 2006 r. w Izraelu habilitacji („Orzeczenia prejudykatowe Trybunału Europejskiego”).
Zagraniczny badacz wzbudził zainteresowanie na uczelni. Z jarmułką na głowie, wysoki, dobrze zbudowany, w świetnie skrojonym garniturze. W zachowaniu był nieśmiały, jednak w rozmowie szybko budził zaufanie i sympatię.
W Siedlcach Rosenkranz pojawił się na początku października 2010 r. Decyzja o jego zatrudnieniu zapadła w kierownictwie uczelni i – jak mi mówiono – polecenie przyszło od samego rektora prof. Antoniego Jówki. Dr Roman Stec, dyrektor Instytutu Administracji, Samorządu i Prawa, przyjął więc nowego profesora prawie z dnia na dzień, znalazł również godziny wykładowe i ćwiczeniowe dla niego, co przy rozpoczętym roku akademickim było dość kłopotliwe. Nowy pracownik nie walczył o pieniądze i zadowolił się uposażeniem, jakie mu zaoferowano (co zdumiało kilka osób). W prywatnych późniejszych rozmowach mimochodem wspominał, że wykłada dla przyjemności, jego żona, stale mieszkająca w Los Angeles, jest bowiem osobą zamożną, więc on nie musi się troszczyć o stałą pracę i pieniądze.