Noc Muzeów 2011 r. Miasto tętni życiem. Pofabryczne wnętrza starej Cukierni na warszawskiej Pradze rozświetla kolorowy blask. Na ścianach ledwo mieszczą się świetliste litery. Sarenka, Ambasador, Cepelia, Berlin. Wyglądają pięknie, ale nieco dziwnie upchnięte w ciasnych wnętrzach. Przez dwie niewielkie sale w sumie przewinie się tej nocy ponad 5 tys. osób.
To pierwsza prezentacja kolekcji powstałego w 2010 r. Muzeum Neonów. Nie ma ono jeszcze siedziby i działa głównie wirtualnie (www.neonmuzeum.org), ale jego twórcy – mieszkająca od 1991 r. w Londynie fotografka Ilona Karwińska i jej siostrzeniec 22-letni Witold Urbanowicz – i tak mają ręce pełne roboty. – Nie ma tygodnia, żeby nie dzwonił do nas ktoś w sprawie interwencji – opowiada Witek. Ludzie zgłaszają neony, które niszczeją albo które ktoś właśnie likwiduje. Wtedy Karwińska z Urbanowiczem włączają się do akcji, negocjują, dyskutują, a gdy nie uda się przekonać właścicieli, że neon powinien zostać na swoim miejscu – przygarniają niechciane litery.
Pogotowie dla świetlówek
W najlepszym dla neonów okresie, czyli w latach 60. i 70., niemal każdy sklep, kawiarnię, bibliotekę czy dom handlowy ozdabiały świetliste litery. Najbardziej reprezentacyjne miejsca miasta, takie jak chociażby warszawskie Domy Towarowe Centrum, spowijało kilkanaście kilometrów rurek wypełnionych neonem i argonem. Do dzisiaj zostało zaledwie kilkadziesiąt neonów. Większość od dawna nie świeci. Znikają jeden po drugim, często razem z budynkami, na których były zamontowane.
Gdy Karwińska w 2006 r.