Ciężko przeżyła operację usunięcia piersi. Chciała zadośćuczynienia od lekarki, którą obwiniała o wydanie mylnej diagnozy. Wtedy jak zbawienie pojawił się szlachetny człowiek pomagający skrzywdzonym. Tak o nim wówczas myślała. Dzisiaj uważa, że ją oszukał. On zaś twierdzi, że ona chwilami po prostu kłamie i psuje mu opinię. Opinia jest dla niego szczególnie ważna, bo w gruncie rzeczy żyje z niej od lat.
Ona to Lilianna Zaranek, malarka i fotograficzka, mieszka w okolicy Gdyni. On to dr Ryszard Frankowicz, lekarz z Tarnowa, założyciel Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjenta i pracownik należącego do jego żony komercyjnego Zakładu Usług Medycznych i Opinii Cywilnych Medicum – Opinia.
Polski pacjent
Zrobiła wszystko, co należy, poszła na badanie USG i na mammografię. Takie skierowanie dała jej lekarka z Gdyni, która po badaniach napisała, że zdecydowanie wyklucza jakąkolwiek zmianę nowotworową. Pacjentka zapytała, czy pani doktor mogłaby zrobić biopsję. Usłyszała, że lekarka nie widzi takiej potrzeby.
Na onkologii w B. powiedzieli jej, że to był od razu nowotwór i prawdopodobnie biopsja by to wykryła. Straciła całą pierś, bo nie było już czego ratować.
Po pierwszej chemii czuła się w miarę. Druga chemia to już była tragedia, a po trzeciej wysiadł jej cały organizm. Miała mieć dziesięć chemii, po trzeciej zrezygnowała. Podpisała oświadczenie, że na własną odpowiedzialność. Mówi, że żyje wbrew logice. Miała nie żyć.
Lekarze z onkologii w B. podbuntowali ją, żeby podała lekarkę z Gdyni do sądu. Oglądali zdjęcia mammograficzne i zdjęcia z USG. Sztab lekarzy mówił, że nawet na zdjęciach widać zmianę nowotworową: – Dlaczego nie zrobiła biopsji? Niech pani ją poda do sądu. Teraz pani życie jest zagrożone.
W 2006 r.