Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Brakuje mi tylko obrusów, zasłonek…

Opowieść Piotra, transseksualisty, lat 40, który jeszcze 6 lat temu był Joanną.

Tragedia zaczęła się w okresie dojrzewania. Piersi to był koszmar, wpadłem w histerię, o Boże, coś mi rośnie, dlaczego, ja nie chcę. Zacząłem nosić coraz luźniejsze bluzki. Garbiłem się całe lata, by ukryć mój, niestety całkiem duży biust. Potem przyszły bandaże, żeby wydawał się  mniejszy.  I cały czas potwornie się garbiłem, co mój kręgosłup odczuwa do dziś. Miesiączka była dla mnie czymś obrzydliwym.

Próbowałem nawet o tym rozmawiać z rodzicami, że coś się chyba naturze pomyliło w moim przypadku, ale usłyszałem tylko, że to niemożliwe.

Więc zacząłem sam szperać w bibliotekach i odkryłem, że jednak jest taka możliwość, i że można to naprawić, i medycznie, i prawnie. Ale w Polsce to było bardzo trudne. Nie szukałem kontaktu z żadnym stowarzyszeniem, uznałem, że jakoś sobie będę z tym żyć, sam oczywiście. I tak by pewnie było, gdyby nie moja koleżanka. Była masażystką i rehabilitantką (moje problemy z kręgosłupem). I ona mi powiedziała wprost, że czuje, że ja nie jestem kobietą. I zapytała, dlaczego czegoś z tym nie zrobię.

Zacząłem brać hormony. Na własną rękę. Wystawiałem sobie recepty na testosteron – jestem lekarzem weterynarii. Wystarczyło kilka tygodni i świat się zmienił. Skończyły się miesiączki – super. Głos się zrobił niższy – fajnie. Potem pojawił się delikatny meszek na twarzy. To już było szczęście. Trzeba było pielęgnować, każdy włosek był ważny. W pracy zaczęli mnie wysyłać do endokrynologa. Gdy rozmawiałem z kimś obcym przez telefon, mówił do mnie „proszę pana” i to było wspaniałe. Nie czułem zakłopotania z tego powodu, że ci co mnie znali, zaczęli dziwnie na mnie patrzeć. Ale wtedy po raz drugi wkroczyła moja koleżanka masażystka, umówiła mnie na wizytę do psychologa w Krakowie, pojechała tam ze mną.

Reklama