Następne ćwierć miliona absolwentów ogólniaków właśnie zaczyna studia. Opuszczą je za kilka lat jako lekarze, prawnicy, aktorzy, politycy, nauczyciele. Trzeba pogodzić się z tym, że ci spośród nich, którzy zdawali maturę po 2006 r., już nie mają ogólnej orientacji w świecie. Na licznych kierunkach studiów przez pierwszy rok prowadzi się kursy podstawowe, by móc w ogóle ruszyć z kształceniem na poziomie wyższym – absolwenci ogólniaków często nie mają również orientacji w tej wybranej przez siebie dziedzinie wiedzy.
Po przewrocie solidarnościowym przed polską oświatą otworzyła się wielka szansa. Zaczęły powstawać średnie szkoły społeczne i prywatne. Między nimi a szkołami publicznymi rozpoczęła się konkurencja, często oparta na ambitnych programach autorskich. Poziomem nauczania znacznie przewyższaliśmy Europę Zachodnią czy USA. Podczas gdy na polskich lekcjach matematyki uczniowie czwartej klasy liceum poznawali całki i logarytmy, ich francuscy czy niemieccy rówieśnicy uczyli się obliczać procenty. Do końca XX w. polscy uczniowie omawiali na lekcjach twórczość Reja w oryginale, a ich brytyjskie równolatki czytały wyimki Szekspira w tłumaczeniu ze staroangielskiego na język współczesny, a austriackie zadowalały się lekturą literatury klasycznej w wersji czytankowej. Kiedy polski program nauczania geografii umożliwiał jeszcze rzetelną orientację w świecie, uczniowie amerykańscy nie odróżniali państw europejskich od azjatyckich.
Wprowadzenie gimnazjum i trzyletniego liceum – w ramach kolejnej reformy edukacji – odebranie szkołom średnim praw do tworzenia programów autorskich, kasacja zajęć fakultatywnych, coraz bardziej redukowane programy nauczania, wprowadzenie mało ambitnej matury zewnętrznej, zniesienie niełatwych egzaminów na studia pchnęły lawinę obniżania poziomu.