Skala zjawiska rzeczywiście wydaje się imponująca. Z raportu z badań zleconych przez Narodowe Centrum Kultury i Bibliotekę Elbląską wynika, że samych bractw rycerskich jest ok. 300, a dochodzą do tego jeszcze rzymscy legioniści, starożytni Słowianie i wikingowie, żołnierze napoleońscy, powstańcy styczniowi, listopadowi, śląscy i warszawscy, ułani, czerwonoarmiści, Wehrmacht, Legia Cudzoziemska, amerykańscy marines – do wyboru, do koloru. Są także grupy wyspecjalizowane w odtwarzaniu życia codziennego, w tym kobiece, przygotowujące na przykład pokazy mody z lat 20.
Rekonstruktorzy pojawiają się przy prawie każdej okazji: ścierali się z niemieckimi anarchistami podczas ostatniego Święta Niepodległości, uświetniali 20 rocznicę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, nie mogą się bez nich odbyć żadne rocznicowe obchody wydarzeń historycznych, a w sezonie wiosenno-letnim są jedną z głównych atrakcji plenerowych festynów. Dziś w Polsce działa grubo ponad pół tysiąca takich grup, w których aktywność zaangażowanych jest, jak się szacuje, co najmniej 100 tys. osób. Skąd się wzięli i kim są?
Jeden z respondentów badania, pracownik Muzeum Bitwy pod Grunwaldem, mówi, że wśród rekonstruktorów są ludzie najrozmaitsi – od mechaników samochodowych po chirurgów transplantologów. Przeważa szeroko rozumiana klasa średnia – na bycie rekonstruktorem nie każdego stać.
Jak zauważył prof. Tomasz Szlendak, „działalność w ruchu rekonstrukcyjnym to nie tylko zanurzenie w dziedzictwie, oddanie się bez reszty historii i zabawa będąca ucieczką przed teraźniejszością, która z jakichś powodów boli czy nudzi. (...) To sposób zanurzenia w kulturze »w ogóle« oraz styl życia skutecznie i kreatywnie łączący to, co wydaje się dawne, z tym, co jest absolutnie nowe. To sposób na uczestnictwo w kulturze dzisiejszej, kulturze zdecydowanie żywej. To kultura w działaniu”.
Jest w tym też coś, co dałoby się porównać do siły przyciągania dawnych subkultur młodzieżowych: atrakcyjność zbiorowej tożsamości, wyróżniająca uczestników ze społecznego tła. Zachodni badacze podobnie charakteryzowali uczestnictwo w subkulturach motocyklistów. Motocykl przestaje w pewnym momencie być hobby, bo porządkuje najpierw cały wolny czas, a w końcu całą aktywność, a bycie motocyklistą staje się ważniejszym wyróżnikiem społecznym niż oficjalny status zawodowy.
Miłośnicy militariów
Już w latach 90. fani miecza, kuszy i zbroi stanowili zwarte środowisko. Francuski socjolog Michel Maffesoli w swej słynnej książce „Czas plemion” pisze, że zachodnie społeczeństwa wracają do ducha wspólnoty, czego przejawem stają się między innymi subkultury. Choć uczestnicy turniejów rycerskich byli zrazu postrzegani trochę jako aktorzy amatorzy, sami definiowali się zupełnie inaczej. Turniej był co najwyżej publicznym popisem umiejętności albo okazją do zarobku, sprawą zaś najważniejszą okazywało się codzienne żmudne doskonalenie sztuki fechtunku, gromadzenie coraz lepszego wyposażenia i przede wszystkim bycie w grupie.
Jak zauważa prof. Szlendak, jest kilka subkultur, które stanowią naturalne zaplecze ruchu rekonstrukcyjnego. To środowisko „nakłada się, czy raczej przenika przede wszystkim z wielbicielami literatury i filmu fantasy, z harcerstwem, ze studentami historii i archeologii (traktowanymi tu jako specyficzna subkultura), motocyklistami i fanami rocka gotyckiego (Gotami)”.
Harcerze trafiają zazwyczaj do grup odtwarzających wydarzenia z II wojny światowej. Szczególne znaczenie ma dla nich powstanie warszawskie. Z badań wynika, że dla wielu byłych harcerzy uczestnictwo w takich grupach rekonstrukcyjnych stanowi swego rodzaju okazję do „przedłużenia młodzieńczej aktywności paramilitarnej”, a także daje możliwość manifestowania postawy patriotycznej. Z tego zapewne powodu – jak zauważa Tomasz Szlendak – tacy rekonstruktorzy odtwarzają z reguły Polaków.
Fani fantasy zasilają przeważnie zloty Słowian i wikingów prawdopodobnie dlatego, że obowiązująca tam estetyka wydaje się bliska wyobrażeniom świata przedstawionego w dziełach Tolkiena czy komiksach Rosińskiego o Thorgalu. Słowianami i wikingami stają się też miłośnicy gier RPG (Role Playing Games), natomiast motocykliści najchętniej wcielają się w żołnierzy zmotoryzowanej piechoty z okresu II wojny światowej.
Uczestników subkultury gotyckiej kręcą mroczne klimaty wczesnego średniowiecza, a także szerzej rozumiana poetyka grozy, nic dziwnego, że osoby z tego kręgu trafiają do grup specjalizujących się w tematach okultystycznego folkloru wieków średnich.
Specyfika określonej grupy rekonstrukcyjnej niekiedy może wydawać się atrakcyjna z powodów „ideologicznych”. Na tej zasadzie przedchrześcijańscy Słowianie i wikingowie mogą przyciągać fanów kultury pogańskiej, a nawet uczestników ruchów religijnych wracających do przedchrześcijańskich rytuałów, zaś udział w grupach odtwarzających wydarzenia z II wojny światowej może być atrakcyjny dla prawicowo zorientowanych miłośników militariów.
Wojenne fascynacje
W raporcie wyróżniono 12 możliwych motywacji towarzyszących akcesowi do ruchu rekonstrukcyjnego. Są to: fascynacja militariami, ucieczka przed szarzyzną, tradycja i naukowa fascynacja dorobkiem przodków, patriotyzm, umiłowanie lokalnego dziedzictwa, wtajemniczenie, relacje i więzi, sport ekstremalny, prestiż i wywieranie wpływu, pieniądze, odciąganie od złego, zabijanie czasu wolnego.
Rekonstruktorem zostaje się więc na przykład wtedy, kiedy jest się „dużym chłopcem”, co przejawiać się może choćby fascynacją sprzętem bitewnym. Dbałość o detale w odtwarzaniu danego wydarzenia idzie w parze z zafascynowaniem szczegółami pojazdów czy broni. Przypomina to trochę kolekcjonerską precyzję zbieraczy modeli kolejek czy samolotów. Respondenci badania chętnie mówili o ruchu rekonstrukcyjnym jako „odlocie”, o „oderwaniu się od grilla” czy „ucieczce od polskiego buractwa”. Z kolei naukowa fascynacja dorobkiem przodków racjonalizowana bywa w komentarzach typu „naukowcy teoretyzują – my działamy i weryfikujemy ich teorie”.
Popularną motywacją jest „umiłowanie lokalnego dziedzictwa”. Grupy odtwarzające rycerzy krzyżackich reprezentowane są często przez mieszkańców Torunia, Malborka, Tczewa i innych miejscowości „krzyżackich”, a we Wrocławiu zawiązała się grupa Festung Breslau, organizująca spektakle z walk o Wrocław w 1945 r. Siłą rzeczy „powstańcy warszawscy” muszą być warszawiakami.
Można się zastanawiać, na ile cały ruch rekonstrukcyjny zyskał na polityce historycznej prowadzonej za rządów PiS i na ile sam w tę politykę się wpisywał. Z omawianych badań wynika, że związki między rekonstruktorami a politykami nie mają jakiegoś wybitnie trwałego charakteru. Rekonstruktorzy od bieżącej polityki raczej się dystansują, natomiast politycy chętnie korzystają z okazji, jakie stwarzają rekonstrukcje historyczne.
Wioskę wikingów odwiedził Jerzy Buzek, a pod Grunwaldem pojawiła się cała plejada polityków z najwyższego świecznika. Donald Tusk 14 lipca odwiedził harcerzy. PSL wystawiło własne stoisko, a Waldemar Pawlak był jednym z honorowych gości oficjalnej części wydarzenia, składał kwiaty pod pomnikiem grunwaldzkim, a także dał symboliczny sygnał do rozpoczęcia bitwy.
Mamy tu ilustrację tezy, że polityka interesuje się także tymi, którzy polityką nie są zainteresowani. Dla samych rekonstruktorów niemal zawsze ważniejsza od politycznej jest tożsamość wynikająca z wybranego stylu życia. Apolityczny jest nie tylko wikiński woj, krzyżacki rycerz czy francuski muszkieter, ale także żołnierz armii Andersa, a nawet oficer z misji w Iraku. Liczy się kult sprawności, siły, rewitalizują się przy okazji wartości cnoty rycerskiej, eksponuje maczyzm. Tu akurat nikomu on nie przeszkadza.