Dni poprzedzające Wielkanoc przez setki lat były w naszej kulturze tradycyjnym czasem refleksji i rachunku sumienia. Ostatnio, gdy skuteczność coraz częściej wydaje się ważniejsza niż moralność, chętnie uciekamy przed takimi rozmyślaniami. Od skłonności do analizowania własnych błędów, zwłaszcza krzywd, które uczyniliśmy innym, lepiej się uwolnić – przekonuje także część terapeutów. Argumentują, że rozważania nad tym przeszkadzają w osiąganiu życiowych celów, napędzają porażki. Że gorzej się przez nie żyje.
Czy na pewno? Jakiś czas temu rozmawiałam o wstydzie i poczuciu winy z prof. June Price Tangney z departamentu psychologii w amerykańskim George Mason University. Ta Amerykanka polskiego pochodzenia poświęciła wiele lat zawodowego życia badaniu tych tzw. emocji moralnych - czyli motywujących ludzi do czynienia dobra i unikania czynienia zła. I dostrzegła między innymi w bardzo duże różnice. Po kolei.
I wstyd, i poczucie winy odczuwamy jako przykrość po popełnieniu błędu, skrzywdzeniu kogoś. Wyobraźmy sobie, że palnęliśmy głupstwo na temat koleżanki, nie wiedząc, że ona nas słyszy. Czujemy się fatalnie, bo generalnie tę koleżankę lubimy - ot, wyrwała nam się drobna złośliwość. Co dalej? Może być tak, że staramy się uciec od wspomnienia tamtej sytuacji, a im bardziej się staramy, tym bardziej nas ono napada. Szukamy samousprawiedliwień – dochodzimy na przykład do wniosku, że koleżanka wcale nie jest taka fajna, że właściwie zasłużyła na złośliwość. Unikamy kontaktu z nią i jednocześnie czujemy się źle - to wstyd. Może być jednak i tak, że nie odpychamy wspomnienia o gafie, ale analizujemy je w kółko. Szkoda nam, że obraziliśmy koleżankę, boimy się, że ją stracimy. W końcu, choć wiąże się to z dużym stresem, dzwonimy z przeprosinami – to poczucie winy.