Zaledwie kilka miesięcy po zaprzysiężeniu na burmistrza najgłośniejszego miasta Ameryki Michael Bloomberg zarządził operację Cicha Noc. W jej ramach urzędnicy ratusza odpowiedzieli na blisko 100 tys. skarg, w których mieszkańcy Nowego Jorku utyskiwali na uciążliwe hałasy. Wkrótce potem na ulicach metropolii posypały się mandaty, konfiskowano kolumny głośnikowe, maszyny przemysłowe, a nawet pojazdy budowlane. Gdy po kilku latach rządów Bloomberg chwalił się, że przestępczość w Nowym Jorku spadła do poziomu nienotowanego od prawie półwiecza, wydatny udział w tym sukcesie przypisano właśnie Cichej Nocy.
W ślady Bloomberga poszły m.in. władze Santa Ana w Kalifornii. Głównym celem ich działań były głośne samochody wyposażone w głośniki większe od kół – tak zwane boomcary, które łatwo rozpoznać po tym, że wprawiają w drżenie szyby mijanych budynków. Tylko z ich powodu Santa Ana zaczynała się wyludniać, bo rodziny i firmy uciekały przed hałasem na przedmieścia i do sąsiednich miejscowości. Kiedy policja przegoniła boomcary z ulic, skończył się również exodus.
Od metra hałasu
– Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała niedawno dosyć szokujący raport na temat hałasu. Wynika z niego, że pod względem szkód wyrządzanych naszemu zdrowiu hałas ustępuje jedynie zanieczyszczeniu powietrza. Wywołuje choroby układu krążenia, bezsenność i zaburzenia psychiczne. Winny jest powstawaniu szumów usznych, a w przypadku dzieci nawet zakłóceniom percepcji – wylicza Don Campbell, który od kilkudziesięciu lat bada relacje pomiędzy dźwiękami a funkcjonowaniem mózgu i zdrowiem fizycznym. – Wyposażyłem niedawno swojego iPhone’a w aplikację mierzącą poziom hałasu. Okazało się, że w nowojorskim metrze często przekracza on 100 decybeli.