Około 40 polskojęzycznych serwisów randkowych i nawet kilkanaście milionów ich użytkowników. Kilkanaście serwisów nieukrywających, że chodzi o kojarzenie partnerów do seksu. Największy z nich, C-Date, wizytowany jest przez ponad 700 tys. Polaków, w połowie – przez kobiety. A są też specjalne serwisy dla gejów, podstrony dla lesbijek, dla par szukających par lub też dojrzałych kobiet poszukujących sprawnych erotycznie utrzymanków. Sytuacja odwrotna – pan sponsoruje studentkę – w Internecie na mało kim robi już wrażenie. Z badań prof. Jacka Kurzępy z SWPS we Wrocławiu wynika, że około 20 proc. studentek korzysta z takiej formy finansowania studiów, badacz ukuł wręcz termin: „uniwersytutki”.
Ale także użytkownicy tych portali, które są pomyślane trochę jak dawne biura matrymonialne, narzekają, że wśród nawet kilku setek maili, jakie potrafią spłynąć jednego dnia na ich skrzynkę pocztową, są głównie propozycje seksualne. Pani C. w pierwszym liście opisuje panu A., jak sobie wyobraża jego szczegóły intymne. Pan M. zaczyna od zachwytów nad kuchnią włoską, by przejść do konkretów fizjologicznych – znienacka.
Zmiany, jakie zaszły w zwyczajach seksualnych, wyłapywane są także w badaniach naukowych. Prof. Zbigniew Izdebski podaje, że w 2010 r. 30 proc. osób korzystających z Internetu codziennie, bądź prawie codziennie, deklarowało uprawianie w realu seksu z osobą poznaną tą drogą. Kolejne 48 proc. zacząć i skończyć miało na intymności via sieć, nie przenosząc znajomości poza wirtual. Już 80 proc. Polaków zdarzyło się poczuć przypływ podniecenia seksualnego w trakcie internetowej konwersacji z kimś obcym.