Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Powiązanie z pelargonią

Dlaczego Polacy kochają swe balkony?

Dla starszego pokolenia warszawiaków balkon jest jedną z najważniejszych rozrywek. Dla starszego pokolenia warszawiaków balkon jest jedną z najważniejszych rozrywek. Magic Madzik / Flickr CC by 2.0
Z Wikipedii: „balkon to element budynku, powiązany z pomieszczeniem reprezentacyjnym”. Ludziom zamkniętym w blokoprzestrzeni daje pozór skrawka ziemi; nic, że betonowej.
Najpiękniejsze warszawskie balkony mają szansę na wyróżnienie w specjalnych konkursach.BEW Najpiękniejsze warszawskie balkony mają szansę na wyróżnienie w specjalnych konkursach.

Balkon pana Wacława

Oprócz komisji balkonowej nikt nie zatrzymuje się pod balkonem na Służewie przy ul. Wałbrzyskiej w Warszawie. Kiedy po wojnie przydzielono pana Wacława do pracy w zakładzie stolarskim, był tak szanowany, że zdecydowano o zasiedleniu go na parterze. Żeby pierwszy meldował się w pracy. Czekając na windę, mógłby przecież się spóźniać.

Minęły lata. Pan Wacław już przestał mieć znaczenie w innym niż kwiatowy kontekście. Więc z początkiem sierpnia, w szczycie kwitnienia, pod jego balkonem staje komisja w składzie: członek rady nadzorczej Spółdzielni Mieszkaniowej Służew nad Dolinką, członek działu eksploatacji, inspektor ds. zieleni, administrator.

Chodzi o konkurs na najpiękniejszy balkon w dzielnicy. Celem jest docenienie wysiłku mieszkańców w podnoszeniu estetyki otoczenia, a nagrody wręczane są uroczyście. W siedzibie spółdzielni, za stołem zastawionym kawą, herbatą i ciastem siadają docenieni. Wstaje prezes i wyczytuje nazwiska. Pierwsza nagroda – 350 zł plus dyplom, druga – 250 zł, trzecia – 200 zł (niech będzie znów na przyszłoroczne sadzonki). Potem laureaci w luźnych rozmowach wymieniają balkonowe doświadczenia: nasadzić czosnku między róże od mszyc; dosypać skorupek z jajek; parę kropelek Ludwika do pryskania; podlewać wodą z krwią po płukanym mięsie do obiadu. W dowód uznania kwiaty laureatów drukuje osiedlowa gazetka.

W 2010 r. kwiaty pana Wacława zajęły pierwsze miejsce, w 2011 r. dopiero trzecie. Ale kiedy pod balkon przyszła komisja, leżał chory na zapalenie dróg moczowych, gdyby był na chodzie, może by swoje kwiaty popchnął do przodu.

Oprócz corocznego balkonowego konkursu, w życiu starszego pana niewiele się dzieje. Dźwignie się rano, zamiesza cukier w herbacie i stają z żoną (zapoznaną w zakładzie stolarskim, gdzie prowadziła stołówkę) w osobnych oknach. Ona w kuchni, on w dużym pokoju. Czasem, kiedy jest najładniej z kwiatowej perspektywy (czerwiec, lipiec), wynosi taborecik do ogródka pod balkonem i patrzy, jak dzieci rysują sobie na betonie kaczuszki, nie kaczuszki.

Zimową porą ogląda swoje kwiaty na fotografiach. Między zdjęciami kwiatów, w tej samej sfatygowanej kopercie, trzyma resztę pamiątek: tu na fotografii porucznik Wacław Oszal, rok 1944 r. – dopiero rozkwitł jako mężczyzna, gdy wyszli z lasów łukowskich, sforsowali Nysę Łużycką, Budziszyn, aż doszli do Drezna (mundur usycha w szafie; wszystko jest – haftowane gwiazdki, dekoracyjny sznur; do tego krótki pistolet plus pozwolenie z komendy). To list gratulacyjny – w liście dziękują panu Wacławowi, że z honorem pełnił żołnierską powinność; patent numer 27 589 na krzyż kombatancki, upoważniający do zaszczytnego tytułu weterana walk o polską niepodległość; zdjęcie gołębi, które trzymał 35 lat temu pod poprzednim adresem. I świętej pamięci pieska, znalezionego w Sułkowicach.

Kwiaty pana Wacława uwiecznia dla niego na fotografiach znajome małżeństwo inwalidów. Z wdzięczności, że on zimową porą odśnieża im samochód na parkingu, sami pilnują każdego kwitnienia. Najpierw malwy, potem róże, śpioszki. Gdy już uschną, on – ogrodnik – urywa tylko łepki. A inwalidzi czuwają, żeby nie przegapić następnego zakwitania.

Balkony pani Krystyny

Z początkiem lipca, kiedy na Woli zawiązuje się balkonowa komisja, pani Krystyna, lat 72, przestaje spacerować bez celu. Podpierając się o emerycki wózeczek na zakupy (w drodze powrotnej zrobi zakupy), wychodzi z domu przy ul. Nowolipie, idzie wzdłuż osiedlowych balkonów i patrzy w górę celem wytypowania kandydatów do konkursu „Warszawa w kwiatach” (ustanowiony w 1937 r. za prezydenta Starzyńskiego, z przerwą na wojnę, kiedy nie było czasu żałować róż).

Niektórzy bardzo profanują swoje balkony, owijając je w ceratę przed wiatrem, upychają tam worki z ziemniakami, słoiki, dyndające pranie, rowery, nadwyżkowe kafelki po remoncie.

Jeśli któryś balkon ją zauroczy, dzwoni do drzwi właściciela, zapytać, czy zgadza się wypełnić ankietę i rywalizować. Należy też sprawdzić, czy kandydat spełnia kryteria: balkony mają być umajone żywymi kwiatami. I spontanicznie, bez pomocy zawodowców, projektujących w komputerze nierzeczywiste e-balkony, co sugeruje martwość, bo byłby to przecież nie wkład własny, tylko pieniężny właściciela.

Mija 13 lat, od kiedy została recenzentką kwiatowej olimpiady. W reakcji na wdowieństwo. W 1998 r. mąż wyszedł z domu i wpadł pod tramwaj. Został po nim zegarek z rozbitą szybką, który ciągle tyka, łamiąc jej serce. Co roku od nowa pani Krystyna odwiedza swoich balkonowych faworytów. Czasem słyszy w domofonie: przepraszam, mąż/żona umarła.

Kiedy kwiaty opadną, angażuje się w chodzenie z norweskimi kijkami i Caritas. Na Woli jest duża oferta na czas wejścia w fazę usychania: chór, tańce w kręgu, zajęcia z gimnastyki mózgu metodą Dennisona, klub rękodzieła Kłębuszek, koło szachowe, brydżowe, pielgrzymkowe, pracownia tkactwa Penelopa.

W ubiegłym roku na okoliczność unijnej prezydencji doszło kryterium unijne: kwiaty musiały symbolizować warszawskość (kwitnieniem na żółto-czerwono), polskość (melanż białego z czerwonym) lub unijność (dodatkowo niebieski). Pani Krystyna jako komisja nie mogła startować w konkursie, ale w przypływie patriotyzmu rozdała sąsiadom ze swojego piętra w galeriowcu doniczki z sadzonkami ulubionych surfinii, lobelii, kobei. Zmobilizowała 17 balkonów.

 

 

Balkon pani Reginy

Kilka lat temu, monitorując Wolę pod kątem kwiatowym, pani Krystyna dostrzegła artyzm pani Reginy, pielęgnującej ogródek pod swoim oknem. Od 17 lat co roku dostarcza sąsiadom innych kompozycyjnych wzruszeń.

Pani Regina to estetka. Przez 42 lata przy ul. Grójeckiej prowadziła punkt repasacji pończoch, obliczając nylonowe oczka. Wraz z przejściem na emeryturę wyplewiła z głowy swoją nieprzydatność, skupiając się na kwiatach. Wieczorami pilnuje ich z okna. Tylko raz straciła białego świerka włoskiego. Rósł 15 lat, już miał półtora metra, aż złodziej wyciął świerk w porze wigilijnej. Musiał ktoś z bloku, bo po świętach znalazła swój świerk uschnięty obok śmietnika.

Więc pani Regina zmuszona była ogrodzić ogród siatką. A ponieważ to jest własność komunalna, to – żeby każdy miał dostęp – siatkę wiąże umownie sznureczkiem. Proszę bardzo, widoku nie zabroni, niech sąsiedzi delektują się, usiądą z książką na stołeczku. Najbardziej lubi obserwować kwiaty we wrześniu: już kulą się na zimę, ale chcą jeszcze żyć.

Po latach terminowania w kwiatowych aranżacjach została doceniona na szczeblu ogólnowarszawskim. Posiada jednego Oskara, to znaczy dyplom uznania z podpisem prezydenta Kaczyńskiego.

Ale czas powoli przygotować się na przeprowadzkę. Musi zasadzić w ogrodzie coś niewymagającego, żeby dzieciom nie zostawiać kłopotu, bo długo pracują. Jedyne, na co im nie pozwoli po swojej śmierci, to pójść na łatwiznę w oknach typu suszki i plastik. W latach 60. tak. Obecnie byłoby to grzechem.

Balkon pani Wandy

Pani Wanda z ul. Sonaty była czwarta na Służewie w kwiatowym rankingu 2011 r., druga w 2008 r., w 2009 r. – znów czwarta. Bardzo sentymentalna laureatka.

W segregatorze trzyma pożółkły kwitek z adnotacją: 18 sierpnia 1976 r. o godz. 6.30 odbędzie się zebranie zasiedleniowe przyszłych lokatorów. Od tamtego spotkania pod tym adresem szczęśliwie przeżyła w małżeństwie 36 lat.

Literatka. W opowiadaniu „Dolinka – 35 lat w dobrym miejscu” opisała swoje wielkopłytowe życie: jak w miarę realnego zasiedlania nowych obywateli usychała wieś Służew i prostokąty pól, na których starzy rolnicy sadzili cebulę i rabarbar (po których zostały tylko nazwy ulic: Cebulowa, Rabarbarowa, Rzodkiewkowa), na ściernisku wśród dźwigów i betoniarek rosły ulice, kioski, parkingi, banki, supermarkety. I dwóch synów.

Zasiedleńcy są teraz 60-letni. Starszy syn wyrósł na architekta, młodszy rozkwita w branży reklamowej. Na osiedlowym placu zabaw stanęły kolorowe plastikowe domki – architektura dzisiejszego przedszkolaka.

W albumie balkonowym pani Wandy żółkną zdjęcia (każde z adnotacją na dole): tu widać dwa świerki, zasadzone bardzo blisko siebie w 1978 r. jako symbol naszej miłości. Tomaszek, mąż, był doktorem psychologii, adiunktem w Warszawskiej Szkole Zarządzania, pasjonat kolei, działacz grupy poetyckiej Stajnia. Zakochali się w latach 70. Ona jechała stopem zwiedzić Zamojszczyznę, w Rykach zatrzymała się ciężarówka. Na plandece siedział człowiek, szczupły, w okularach, z plecakiem. Kiedy dotarli do Zamościa, zapytała go: to gdzie pan dalej jedzie. On: jeszcze nie wiem. Mówił do niej jarzębinko. Rok i pięć miesięcy temu umarł na białaczkę.

W październiku 2011 r. Stowarzyszenie Polskich Architektów Krajobrazu poprosiło panią Wandę, czy zgodzi się być przewodniczką na warsztatach z cyklu: „Nie masz ogrodu – masz balkon”. Cel: wycieczka wzdłuż służewieckich balkonów jako inspiracja dla studentów architektury drugiego roku, jak czerpać z dawnych pomysłów.

Potem, w ramach ćwiczenia projektowego, studenci dostali zadanie: „Gdybyś mieszkał na Służewie, jak wyglądałby Twój balkon? Miniaturowa przestrzeń rekreacji, aktywności, wypoczynku, zabawy”. Wspaniale zwizualizowali swoje pomysły. Projektowali: Kieszonkowe Parki z Krainy Czarów, Japońskie Popołudnia, Zapachy Orientu, Instant Gardening. Świetnie potrafili zagospodarować brak wolnej przestrzeni wokół siebie.

Balkon pani Stefanii

Zwyciężczyni kilkudziesięciu kwiatowych sezonów. Ostatni raz na uroczystość wręczenia dyplomów zmuszona była pojechać taksówką, bo nogi więdną. Książki o kwiatach dołączane do dyplomu wypełniły cały regał w dużym pokoju: „Wielka księga kwiatów”, „Kwiaty moich marzeń”, „Księga ogrodów”, „Encyklopedia ogrodowych kompozycji”, „Zdrowie roślin”.

Bo kwiaty wymagają przygotowania. Trzeba mieć świadomość, że blok jak świat, ma okna na cztery strony. Należy dobrać rośliny w zależności od strony świata: wysunięte na południe i zachód domagają się słońca, północne i wschodnie są cienioznośne, niektóre są kwaśnolubne, inne rozkwitają, gdy w doniczce jest przyciasno.

Mijały lata. Przedpokój pani Stefanii ozdabia kilkadziesiąt corocznych podziękowań tej samej treści: „Proszę przyjąć serdeczne gratulacje w związku z pani zaangażowaniem i wrażliwością na piękno swoim ukwieconym obiektem”. Zmieniają się tylko autografy prezydentów: Piskorski, Kaczyński, Waltz.

Aż ręce ograniczył Parkinson. Podlała dwa, trzy kwiatki i musiała odpocząć. Mąż już od dawna nie ma z kwiatów pociechy, gdyż miażdżyca odebrała mu poczucie rzeczywistości.

W ubiegłym balkonowym sezonie postanowiła ostatecznie rozstać się z kwiatami. Zabrał je listonosz. Co roku nie mógł nachwalić się balkonu pani Stefanii. Podczas każdej wizyty z emeryturą pakował po dwie doniczki – pelargonie, surfinie, nasturcje. Obiecał otoczyć je troskliwą opieką.

Teraz wnuki przynoszą sztuczne ptaszki, wpinają je w firanki.

Polityka 17-18.2012 (2856) z dnia 25.04.2012; Ludzie i Style; s. 152
Oryginalny tytuł tekstu: "Powiązanie z pelargonią"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną