Gdy do salonu fryzjersko-kosmetycznego Joanny przychodzi klientka, rozmowa podczas manikiuru wygląda na przykład tak.
Klientka (gdy dzwoni jej komórka): Nie odbieram.
Joanna: Dlaczego pani nie odbiera?
Klientka: Bo mnie to wkurza. Wydzwaniają po pięć razy dziennie zapytać, jak się czuję. Wyłysiałam, rzygam, jak do cholery mam się czuć?
Joanna: Do dupy, prawda?
Klientka: No, do dupy.
A potem siedzą i dalej piłują paznokcie.
Albo wpada inna kobieta. Staje na środku salonu, podnosi perukę i pyta: Da się coś z tym zrobić? Gdy Joanna układa jej potem włosy, dopasowując starannie siatkę białkową do skóry głowy, rozmawiają o rodzinie, dzieciach, nowych przepisach na ciasto. I tylko czasem Joanna musi przysunąć drewniany parawan. Żeby przysłonić, gdy ni stąd, ni zowąd klientce zaczynają lecieć łzy.
Joanna. Salon
Astrolożka powiedziała kiedyś Joannie: Ty urodziłaś się jako stary anioł. Zawsze będziesz kogoś na plecach ciągnąć za sobą. Joanna Wiszniewska tłumaczy sobie, że to może stąd, z tego losu przepowiedzianego ten jej salon piękności Aura przy Zachodniopomorskim Centrum Onkologii w Szczecinie. Zaraz przy wejściu, obok portierni. Na wprost budynek radioterapii, na prawo Aura. Działa od sierpnia. Jedyny taki w Polsce onkosalon piękności. Dla pacjentek szpitala 20 proc. zniżki. Ale on nie tyle z losu, co z potrzeby się wziął. Kilka lat temu szpital przeprowadził ankietę wśród pacjentek i przy remoncie wydzielił, przystosował i wyposażył lokal użytkowy pod salon, ogłosił przetarg. Wygrała Joanna. Makijażystka, manikiurzystka, podolog – specjalistka od chorób stóp. W zawodzie od 10 lat.
Potrzebę dobrze już znała. Kiedyś zastępowała koleżankę na wykładzie dla pacjentów onkologicznych, organizowanym przez szpital.