Społeczeństwo

Marzenia codzienne

O czym marzą Polacy?

Gdy zapytać Polaków, co pomoże im spełnić marzenia, to siłę pragnień oraz własne działania wymieniają rzadziej niż 10 lat temu. Gdy zapytać Polaków, co pomoże im spełnić marzenia, to siłę pragnień oraz własne działania wymieniają rzadziej niż 10 lat temu. Mirosław Gryń / Polityka
10 lat temu zapytaliśmy Polaków, o czym marzą. Powtórzyliśmy tamto badanie. Dziś wyraźnie rzadziej marzymy o nowych samochodach, a częściej o dobrym zdrowiu. I o odrobinie świętego spokoju.
Polityka
Związki z marzeń muszą wydawać się dość pragmatyczne, skoro prawdziwa miłość marzy się ledwie 3 proc. badanych.Mirosław Gryń/Polityka Związki z marzeń muszą wydawać się dość pragmatyczne, skoro prawdziwa miłość marzy się ledwie 3 proc. badanych.

Badaczom marzeń – bo i tacy są – wychodzi, że one pojawiają się przed zaśnięciem. Albo w podróży. Albo za kierownicą. Wbrew pozorom, dodaje Amerykanin Jerome Singer, psycholog, który poświęcił książkę zagadnieniom marzycielstwa, najwięcej marzeń snują nie dzieci albo młodzi – lecz ludzie w wieku około 50 lat.

Lista marzeń to zwykle nośnik informacji o marzących. O ich celach, wyznawanych wartościach, tęsknotach. O dziwo, w praktyce zdecydowanie najczęstsze są marzenia możliwe do realizacji i konkretne. Marzymy raczej o awansie albo nowym mieszkaniu niż o strzelaniu karnych przy owacjach tłumów.

Tyle ogólnoludzka statystyka. Według polskiej, rodzimej, marzymy coraz rzadziej. W badaniach TNS Polska na zlecenie POLITYKI aż 18 proc. pytanych powiedziało, że nie ma żadnych marzeń. Dwukrotnie więcej niż przed dekadą. To może świadczyć i dobrze, i źle o ich kondycji. Ranking marzeń rodaków w najnowszych badaniach otwiera zdrowie. W poprzedniej edycji to dobro też plasowało się na podium, na drugim miejscu, ale dziś tych, którym zdrowie przede wszystkim się marzy, jest aż 40 proc. (w 2002 r. 27 proc.). Może to skutek starzenia się Polaków, może efekt żywych medialnych kampanii z lekami albo zdrowym stylem życia w tle. Może zmęczenia i wyeksploatowania u części pracującej plus typowego dla współczesności lęku – że w realiach, w których zasadniczo liczyć można tylko na siebie – nic nie uda się bez zdrowia. A może też wola cieszenia się życiem jak najdłużej?

Wygląda na to, że „przede wszystkim: zdrowie!” jest czymś na kształt zaklęcia, rytualnej formułki, pozwalającej przejść do dalszych – prawdziwszych marzeń. To znak, że życie w Polsce w pewnym sensie stanęło na nogi. 10 lat temu tym podstawowym, wyjściowym marzeniem, bez którego trudno prowadzić dalszą rozmowę, była praca – jakakolwiek (29,6 proc. w 2002 r.). Jej zdobycie bądź utrzymanie. W następnej kolejności marzyły nam się lepsze pieniądze (co piąty badany w 2002 r.). Dziś ci, którzy w ogóle marzą, pieniądze wymieniają na drugim miejscu na liście priorytetów, praca spadła na miejsce trzecie – ale już nie jaka bądź. Marzymy o pracy dobrze płatnej, godniejszej.

Pracować, ale po ludzku

To jakiekolwiek płatne zajęcie wylądowało daleko, aż na siódmym miejscu rankingu marzeń.

Bo też spełnienie jest tu łatwiej osiągalne – chałturę prościej dziś złapać, w ostateczności można po nią sięgnąć za granicę. – Dzisiejsze 14 proc. bezrobocia to dużo, ale w porównaniu z 20 proc. z początku wieku czuć ulgę – zauważa Agata Zadrożna z TNS Polska.

Z drugiej strony, 10 lat temu zdawało się, że wiadomo, jak od tej jakiejkolwiek pracy przejść do lepszej, dającej satysfakcję, większe pieniądze, prestiż. Skutecznym sposobem wydawało się wykształcenie (dziś, gdy powszechnie znana jest rzeczywistość paraetatów i pseudoumów nawet dla najporządniej wyedukowanych, o wykształceniu Polacy marzą znacznie rzadziej – dla siebie pragnęło go 9,5 proc. w 2002 r., dziś 6,7 proc., a dla swoich dzieci: 17 proc. w 2002 r., a obecnie 9 proc.).

Strategią wydawała się też wytrwałość. Zgodnie z zasadą, że wystarczy gdzieś się zahaczyć na początek, a potem odpowiednio się starać. Że – jak przed wojną – najpierw płaci się frycowe, podaje szpilki u krawca, lata z papierami w kancelarii adwokackiej, by w końcu wejść do zawodowej elity. Kolejne roczniki pracowników korporacji – wymęczone, przepracowane, zwalniane przy kolejnej redukcji etatów – obaliły ten mit.

Luksusy na bieżąco

Polacy wyhamowali z marzeniami o konkretnych dobrach, na przykład kupnie samochodu czy mieszkania (co dwudziesty deklaruje to marzenie). Tych rzeczy już się dorobiliśmy, choć własnego lokum – najczęściej na długoterminowy kredyt. Jedno mieszkanie przypada na niemal trzy osoby, własny samochód ma 60 proc. rodzin, telewizor – niemal każda, a co druga – odtwarzacz DVD, aparat cyfrowy i kuchenkę mikrofalową. Według psychologów wciąż żywe marzenie o wspominanych już lepszych pieniądzach demaskuje jednak pragnienie konsumpcji. Nadal gorące w, zdawałoby się, obkupionych w gadżety Polakach. Tyle że to pragnienie formułuje się w sposób bardziej pragmatyczny i uniwersalny: „Chcę pieniędzy, by wydać je, na co chcę”.

Dr Maciej Stolarski z Wydziału Psychologii UW ocenia, że wraz z ogólną skłonnością do coraz rzadszego marzenia układa się to w spójny obraz: – Marzenie wymaga wysiłku skonstruowania obrazu siebie w przyszłości. A społeczno-kulturowa narracja przekazywana przez media, a zwłaszcza emitowane w nich reklamy, jest taka, by skupiać się na tu i teraz, brać jak najwięcej już. Dostajesz coś dziś, płacisz za trzy miesiące.

Na Zachodzie pęd do szybkiego konsumowania od kilku lat wyraźnie słabnie na rzecz powolności, kontemplacji uroków życia, osobistego rozwoju, odnajdowania się po tej niematerialnej stronie. Tendencje te nasilił kryzys. Z zachodnimi trendami współbrzmią marzenia o spokojnym życiu, rozwoju i radości, towarzyszące rosnącej, ale, według naszych badań, wciąż relatywnie niewielkiej grupce 4–5 proc. Polaków. Kryzys wciąż jeszcze traktuje nas względnie łagodnie, nie zmieniając radykalnie postaw i hierarchii wartości.

Rodzina tak, miłość nie

Marzenia, których przez 10 lat wyraźnie przybyło, to te dotyczące rodziny. Snuje je dziś co dziesiąty. Dwukrotnie częściej niż poprzednio. Zdaniem Agaty Zadrożnej z TNS Polska – to naturalne; skoro mniej Polaków rodziny ma, to więcej ich pragnie. A grupa rozwiedzionych i nigdy niezwiązanych w 10 lat wyraźnie się powiększyła. W ostatnim spisie powszechnym aż 60 proc. kobiet i 76 proc. mężczyzn przed trzydziestką opisano jako osoby stanu wolnego. Aż połowa mieszka wciąż z rodzicami. Więc i grupa marzących o rodzinie musiała się powiększyć.

W deklaracjach aż 88 proc. z tych marzących (w 2002 r. – 79 proc.) ufa, że kiedyś się ożenią, wyjdą za mąż, stworzą domy. Tyle samo (w 2002 r. – 73 proc.) wierzy w spełnienie swoich marzeń o osiągnięciu w tym domu szczęścia oraz zgody. 92 proc. wierzy, że będzie mieć dzieci. Nikt nie przewiduje, że to marzenie mogłoby się nie spełnić.

Pytani wprost młodzi mówią jednak najczęściej, że nie chcą się spieszyć ze związkami. Ale zaraz dodają: bo albo one za ambitne, zbyt wymagające i wywierające presję, albo oni nieodpowiedzialni, niedojrzali, lękowi i nie ma z kim iść do ślubu. Bo to, czego naoglądali się we własnych domach rodzinnych, do relacji na długo i na poważnie nie zachęca. Tak jakby w realu coraz mniej wierzyli w rodzinę, sprowadzając całą rzecz do mitu ze sfery marzeń. Choć i związki z marzeń muszą wydawać się dość pragmatyczne, skoro prawdziwa miłość marzy się ledwie 3 proc. badanych.

Z nadziejami

Jak wynika z badań dla POLITYKI, przez ostatnie 10 lat w Polakach radykalnie przybyło nadziei na spełnienie marzeń. To zaskakująca zmiana. Na przykład: trzy czwarte Polaków wierzy, że będzie zwiedzać świat (trochę ponad połowa w 2002 r.). Dwie trzecie (w 2002 r. – połowa) – że spełni się ich marzenie o podwyżce bądź awansie. Aż dwukrotnie, w porównaniu z poprzednim badaniem, przybyło tych, którzy wierzą w wygranie pieniędzy na przykład w totolotka. W 2013 r. przyznał się do tego już co drugi pytany!

Gdy jednak zapytać Polaków, co pomoże im spełnić marzenia, to siłę pragnień oraz własne działania wymieniają rzadziej niż 10 lat temu. Rzadziej też wierzą w moc ciężkiej pracy, zaradności, wykształcenia, a nawet, o dziwo! – znajomości i kontaktów. Mniej skłonni są także ewentualne niespełnienie marzeń zrzucać na karb braków w tych dziedzinach.

To wymowne, że najliczniejsza grupa Polaków za warunek odnoszenia sukcesu w ostatnich badaniach uznała akurat dobre zdrowie.

Bez szaleństw

Więcej niż co piąty Polak deklaruje, że dotychczas nie spełniło się żadne z jego marzeń. To wyraźnie więcej niż na początku stulecia. Prof. Józef Maciuszek z Instytutu Psychologii Stosowanej UJ uważa jednak, że być może idzie o opisany przez Antoniego Kępińskiego „smętek spełnionej baśni”, gdy ktoś dążący do realizacji marzeń, zdobywszy cel, pyta siebie „tylko tyle?” lub „i co teraz?”. Dlatego profesor radzi, by przed przystąpieniem do działania, które ewentualnie ma marzenie urzeczywistnić, zadać sobie trzy pytania: czy to konkretne marzenie jest osiągalne? Jakie będą konsekwencje jego spełnienia i koszty, które poniesiemy? Na ile jest zgodne z naszym systemem wartości? – Taki test bywa szczególnie zasadny, gdy chodzi o marzenia, które mają moc zasadniczo zmienić nasz świat – wyjaśnia. – Na przykład marzenia o przygodach erotycznych, gdy żyjemy w stabilnym związku. Swoją drogą, do marzeń z tej kategorii – potencjalnie wywracających życie do góry nogami – w naszych badaniach nie przyznał się nikt.

 ***

W podróż życia – Mariusz, 40 lat, inżynier z Opola

Wychowałem się na małopolskiej wiosce w rodzinie chłoporobotniczej, to znaczy: rodzice pracowali, a po pracy obrabiali kawałek pola, które mieli przy domu. Ja też po szkole musiałem im na tym polu pomagać. Ale miałem ciocię nauczycielkę – siostrę taty – która zawsze zabierała mnie do największych miast, do kin i teatrów. Dzięki czemu później, gdy znów pracowałem w polu z rodzicami, mogłem marzyć, że ja sam nie będę tak ograniczony – przestrzennie i życiowo.

Takie marzenia o wyrwaniu się z codzienności są chyba bardzo powszechne, może nawet pierwotne. Ja – dzięki cioci uwierzyłem, że ich spełnienie jest w gruncie rzeczy proste. Ustawiłem swoją naukę, wybór studiów, pod kątem przyszłych zarobków – bo to oznacza szansę na jeżdżenie po świecie. I wyszło.

Teraz okazuje się jednak, że takie podróże, jakie najbardziej by mnie pociągały – na kilka miesięcy, w odległą część świata, bez planu – to coś, czego boi się moja żona. Szczęśliwie, okazję do podróży ciągle daje mi praca. Na przykład dwa razy byłem już w Kazachstanie. To upewniło mnie, że ta moja podróż marzeń – bo wciąż taka jest przede mną – powinna prowadzić na Wschód.

 

Zamknąć drzwi – Elżbieta, 32 lata, polonistka spod Katowic

Mój ojciec pił. Matka też piła i ogólnie miała luźne podejście do życia. Oprócz mnie ma jeszcze dwoje dzieci, każde z kim innym. Nikt nigdy się o mnie specjalnie nie troszczył, ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek marzyła o rodzinie z prawdziwego zdarzenia.

Jako nastolatka rozpływałam się za to w marzeniach o wielkiej niespełnionej miłości. Nie wiem, dlaczego sprawiało mi to przyjemność. Marzyłam ciągle – w autobusie, w drodze do szkoły, przed snem. Los okazał się przewrotny i wyszłam za rycerza na białym koniu. Może to głupio brzmi, ale naprawdę tak myślę o Pawle. Pracuje na budowach. Jest moim przyjacielem.

Krótko po tym, jak urodził nam się syn, straciłam pracę. I znowu zaczęłam marzyć: o tym, żeby coś znaleźć, trochę odciążyć Pawła. Potem, żeby założyć własne przedszkole. W wyobraźni uczyłam ich rysowania, recytacji wierszyków. I miałam z tego pieniądze. Marzenie zmieniło się w pomysł, który prawie wszyscy wykpili: „Prywatne przedszkole? W tym mieście? Idź lepiej do Biedronki na kasę”. Ale marzenie było silniejsze. Teraz mam najwspanialszą pracę na świecie. Co rano słyszę „kocham cię, ciociu” i nawet nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję tej miłości. W pełni ją odwzajemniam.

Ale jednocześnie przez to, że przez radnych i rodzimą dyrekcję oświaty czuję się traktowana jak intruz i cwaniak, stałam się realistką. Moja umiejętność marzenia znikła. Już nie marzę. Przed snem zbyt wiele czasu zajmuje mi opanowanie emocji – i tych dobrych, wynikających z mojej pracy z dziećmi, i tych, które mnie wyniszczają, gdy rozmawiam z urzędnikami. Przed snem w myślach układam teraz scenariusze rozmów z urzędnikami, pracownikami i tak dalej. Jeśli jeszcze marzę, to o jakimś niedostępnym dla innych pokoiku. Żeby się w nim zamknąć i żeby nikt o nic nie pytał.

 

Przystopować – Aleksandra, 36 lat, prawnik, wyspa Flores

Jako mała dziewczynka marzyłam o tym, żeby zostać archeologiem, odnajdować ślady dawno zaginionych kultur. Ale gdy przyszło do wyboru zawodu, zwyciężył pragmatyzm: poszłam na prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po pięciu latach studiów okazało się, że nie jestem w stanie znaleźć żadnej pracy. Choć chyba tak naprawdę tego nie pragnęłam, gdzieś w środku ciągle marzyłam o swobodniejszym, bardziej niezależnym życiu.

Z braku innych perspektyw po dyplomie pojechałam do Meksyku, potem na Malediwy, pracować jako dive master – podwodny przewodnik (w czasie studiów udzielałam się w akademickim klubie podwodnym Krab). W końcu, trochę przypadkiem, trafiłam na indonezyjską wyspę Flores, tuż przy Parku Narodowym Komodo. Zbudowałam łódź. Dziś prowadzę centrum nurkowe. Łodzie mamy już trzy. Urodziłam syna. Wiem, że żyję życiem, które wielu ludziom wydaje się spełnieniem marzeń. I może dlatego ciągle rozmyślam, jak to ze mną jest.

Bo tak: jestem zadowolona i czuję się dość zabezpieczona na przyszłość, zarówno finansowo, jak i mentalnie. Uważam, że zawsze dam sobie radę, mam nawet za dużo pomysłów na biznesy. Ale marzę o tym, żeby docenić to, co mam i nie szarpać się ciągle. Osiągnąć spokój duszy, dać sobie prawo do przystopowania. Do zaakceptowania tego, że jestem tutaj i robię to, co robię, a nie na przykład zdobywam 8-tysięczniki czy pracuję na tych nowo odkrytych wykopaliskach. Że wszystkiego nie przeczytam, nie wszędzie pojadę, nie wszystkiego doświadczę. Marzenie ściętej głowy?

Polityka 22.2013 (2909) z dnia 27.05.2013; Kraj; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Marzenia codzienne"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną