Żeby było to drugie
Jak państwo chce nakłaniać rodziców do rodzenia dzieci?
Prezydencki dokument, przygotowany ze starannością właściwą minister Irenie Wóycickiej, miałby organizować prorodzinne poczynania państwa niezależnie od tego, kto będzie rządził. I po raz pierwszy wydaje się to możliwe; chęć powstrzymania demograficznej katastrofy łączy dziś wszystkie partie. Dowód: nad ustawą wydłużającą urlopy macierzyńskie cały Sejm głosował „za”. To polityczna sensacja.
Z całym mnóstwem problemów opisanych w prezydenckim programie „Dobry klimat dla rodziny” Polska próbuje się mierzyć od lat. Z wieloma – chaotycznie, niespójnie, porzucając reformy i projekty w drodze. Przymierzmy zatem te nowe pomysły do rzeczywistości (dokument zawiera 44 rekomendacje, dają się one połączyć w sześć głównych punktów). Co kto już próbował i dlaczego to nie wyszło? Co ma sens i co ma szanse?
1. Dać odetchnąć podatkowo
Dokument otwiera postulat zmiany w systemie podatkowym. Skoro państwo ma w ręku instrument podatkowy, niechby używało go racjonalnie. Dziś ulgi na dzieci odlicza się od podatku. Prezydent proponuje, by zwiększyć kwoty wolne od podatku wedle zasady: im więcej dzieci, tym więcej dochodów zostaje w rodzinie. Teraz bowiem z przywileju korzystają ci, którzy mają na tyle wysokie dochody, by w ogóle płacić w miarę wysokie podatki. Według GUS blisko połowa rodzin z czwórką dzieci zagrożona jest ubóstwem – ich dochód nie przekracza 2,5 tys. zł miesięcznie, a dopiero przy 5 tys. zł miesięcznie mogłyby odliczyć to, co im się teoretycznie należy.
Oczywiście, skądś trzeba będzie wziąć pieniądze na sfinansowanie nowej ulgi. Czy pod nóż pójdzie podatkowa wspólnota tych małżonków, którzy nie mają (już, jeszcze, w ogóle) dzieci na utrzymaniu?