Specjaliści mówią o westernizacji samobójstwa. Policjanci wolą mówić – harakiri. Takie bardziej honorowe samobójstwo. Nie żaden sznur czy skok z balkonu. Ale czysty strzał rozpędzonym samochodem w przeszkodę. W statystykach tego nie znajdziemy. Znający temat mówią, żeby szukać wśród tych wypadków, które mają w opisie „z niewyjaśnionych przyczyn zjechał na przeciwległy pas ruchu” albo „nie dostosował prędkości do warunków jazdy”. Ale trzeba dobrze szukać, bo takich spraw są setki. A samobójstw samochodowych dziesiątki. Oficjalnie kwalifikowane są właśnie jako wypadki drogowe. – Tak jest najlepiej dla wszystkich – ucina temat jeden z policjantów. Chyba że na miejscu nie było czysto i trupów jest więcej. Tylko w zeszłym roku stwierdzono trzy rozszerzone samobójstwa samochodowe.
Czekolada
Sygnałów było dużo. Na przykład ten, kiedy Krzysiek kończy piwo i rozbija butelkę na głowie. Albo inna scena, w barze Colorado. Krzysiek pije z Tomkiem i mówi mu, że nie chce żyć i jeszcze dziś się zabije. Ale Tomek się tym nie przejmuje, bo przecież on tak ciągle mówi. A ma prawo być zdołowany, bo dopiero co z dołka wyszedł. W czasie zatrzymania kopał posterunkowego i ugryzł go w nogę. Chociażby za to ugryzienie dostanie mocne zarzuty.
Można by się jeszcze cofnąć o dwa tygodnie, gdy Janek odcinał Krzyśka ze sznura. Nic z tym nie zrobili, bo każdy może mieć gorszy dzień. Już po wypadku, w czasie śledztwa, Krzysiek cofnął się jeszcze dalej. Do braku ojca, którego zobaczył tylko raz, w czasie komunii świętej. I do dzieciństwa, o którym za dużo nie chciał opowiadać, bo ogólnie nie chce go pamiętać. A najbardziej nie chce pamiętać pana, który nawet nie udawał, że jest ojczymem, tylko katował go za byle bzdurę. Krzysiek zapamiętał tylko, że sióstr nie katował.