Jak leniuchować, żeby pracować
Pracować czy wypoczywać – co się bardziej opłaci?
Pismo Święte głosi „Kto nie pracuje, niech nie je”. Biblijne przesłanie stało się podstawą tzw. etyki protestanckiej premiującej życie oszczędne i pracowite, nakazującej traktować wykonywaną profesję nie jako zło konieczne, lecz jak dane od Boga powołanie. To właśnie ta etyka – przekonywał ponad 100 lat temu wielki niemiecki socjolog Max Weber – przekształciła się w ducha kapitalizmu, bez niej trudno sobie wyobrazić rozkwit ekonomiczny pionierów kapitalistycznej gospodarki: Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Holandii, Niemiec.
USA do dziś zresztą trwają przy swoim kulcie pracy – to jedyny spośród 34 krajów należących do OECD, klubu najbogatszych państw świata, w którym prawo nie gwarantuje żadnej formy płatnego wypoczynku. W sprawie wakacji Amerykanie muszą się dogadywać ze swoimi pracodawcami i w efekcie spędzają na urlopie przeciętnie 9 dni w roku. Mimo to i tak ponad 30 proc. z nich nie wykorzystuje danego im czasu, a 50 proc. zabiera robotę ze sobą.
Przeciętny obywatel USA przepracował w 2012 r. 1790 godzin, aż o 500 więcej od statystycznego Francuza. Zdawałoby się, że rewolucja technologiczna powinna te proporcje zmieniać, ale jest przeciwnie. Słynna kalifornijska Dolina Krzemowa, symbol cyfrowego kapitalizmu, to miejsce, gdzie tyra się na okrągło, w biurze i domu – wszak pozwala na to dziś Internet. Członkowie zespołu programistycznego, którzy na początku lat 80. tworzyli dla Steve’a Jobsa i jego firmy Apple komputer Macintosh, nosili koszulki: „90 hrs/wk and loving it”, czyli pracuję 90 godzin tygodniowo i kocham to. Dziś choć Jobs już nie żyje, Apple jest najbogatszą firmą na świecie, w samej tylko gotówce ma odłożone 150 mld dol.