Wieś sąsiadująca z historyczną Cedynią, w połowie drogi między nadodrzańskim Frankfurtem a Szczecinem, przytulona do granicy. Niewielka, żeby nie powiedzieć mała. A w niej: dwie duże karczmy, kilka barów, cztery stacje benzynowe, Biedronka, bazar z 5 tys. stoisk i 32 zakłady fryzjerskie. Gwoli ścisłości: każdy z nich to Friseursalon. Tak samo jak bazar to Marktplatz, sklep spożywczy – Lebensmittel, optyk – Optiker, kiosk z papierosami – Zigaretten, a knajpka z grillowanym karczkiem i kebabem – Holzkohlegrill.
O szyld lub reklamę w języku polskim jest tu równie trudno jak o kurę lub krowę. Bo Osinów Dolny od 20 lat żyje z Niemców. Nikt tu już nie sieje ani nie hoduje. Za to każdy obowiązkowo musi znać niemiecki, choćby kilka słów.
Od stodoły do salonu
Friseursalon Anny Korman, jeden z najstarszych w Osinowie, stoi nieco w głębi, bo jeszcze nie tak dawno był stodołą, choć dziś nie sposób tego odgadnąć: poczekalnia dla klientów, trzy fryzjerskie fotele, ściany w pastelowych kolorach. Dla mieszkańców wsi ostatnie 20 lat to cała epoka. Można zapomnieć, jak było dawniej.
W czasach PRL był tu jeden duży zakład – Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Przemysłu Terenowego. Produkował znaki drogowe, łodzie, kajaki. Padł wraz z systemem. W murach po nieboszczyku miała powstać fabryka wyrobów wiklinowych. Na odrzańskich polderach ludzie posadzili już wiklinę, w pofabrycznych halach stanęły kotły i warzelnie. Na planach się skończyło, z przekształcenia Osinowa w zagłębie wiklinowe nic nie wyszło.
W 1993 r. zapadła decyzja o otwarciu w Osinowie Dolnym przejścia granicznego. Pojawiła się szansa, której ludzie nie wypuścili z rąk. Najpierw była benzyna, po którą regularnie zaczęli przyjeżdżać sąsiedzi zza Odry. Na początku obsługiwała ich jedna mała stacja, potem druga, trzecia.