Nie minęła doba, odkąd „Playboy” z łyżwiarkami na okładce trafił do sprzedaży, gdy specyfika nowej sławy objawiła się Marcie Wójcik po raz pierwszy. – Byłam w galerii handlowej, mężczyzna idący z naprzeciwka gapił się na mnie bez skrępowania. Trochę pytająco, a trochę bezczelnie. Przez chwilę miałam ochotę do niego podejść i powiedzieć: zgadł pan, to ja – mówi Marta. Potem była jeszcze chwila niezręczności w saloniku prasowym, bo najpierw Marta, prosząca o magazyn dla facetów, wywołała u sprzedawcy zdziwienie, a następnie – gdy skojarzył, że ma właśnie przed sobą jedną z dziewczyn z okładki – zwyczajnie się zmieszał.
W shorttrackowym (short-track – wyścigi łyżwiarskie na torze krótkim, o pętli 111 m. Od 1992 r. dyscyplina olimpijska)światku poruszenie było nieco inne. Tuż po ukazaniu się magazynu Marta i Aida wyjechały na pucharowe zawody do Turynu i Moskwy; koleżanki i koledzy po fachu już o sesji wiedzieli, nie było na zapleczu gorętszego tematu. (– Potęga portali społecznościowych – mówi Aida). Polska wersja „Playboya” krążyła z rąk do rąk. Dziewczyny gratulowały, chłopaki nie ukrywali, że już nie potrafią patrzeć na Polki tak samo jak wcześniej. – Mają te spojrzenia swój ciężar – nie kryje Marta.
Prawdopodobnie tego właśnie chciał uniknąć mąż Aidy Belli, bo jego pierwszą reakcją na udział żony w rozbieranej sesji było krótkie i kategoryczne „nie”. Ale gdy ochłonął, zmiękł, aż wreszcie się zgodził, co – jak podkreśla Aida – było warunkiem pozowania. W domu państwa Bellów nad sesją w dalszym ciągu unosi się aura powściągliwości, małżonek tematu raczej nie odgrzewa, co Aida tłumaczy następująco: – Oswaja się z sytuacją.